poniedziałek, 20 grudnia 2010

Ach te święta

(takie tam głupawe świąteczne opowiadanie.)


-Uwaga!- rozległ się niski i potężny głos –Tegoroczne święta mają przejść do historii. Rock ‘n’ Roll!

-Czy niczego cię nie nauczyły twoje poprzednie „niezapomniane” święta?- W drzwiach pojawiła się niska i puszysta kobieta, której zwykle dobrotliwą twarz przyozdabiał groźny grymas. Widząc niezrozumienie na twarzy męża, kontynuowała- Jak ostatnio wołałeś „niezapomniane” święta, to dałeś chińczykom dziurawe prezerwatywy i do teraz nie mogą się pozbierać!

-Oj, kochanie-podjął błagalnie święty Mikołaj- w tym roku, chce rozdać wszystkim płyty z muzyką.

Mikołajowa spojrzała na niego z ukosa. Spróbował się uśmiechnąć niewinnie co średnio mu wyszło. Szybko odwrócił się zmieszany i podszedł do wielkiego karka w zielonym dresie.

-Elfie, przypilnuj dobrego podziału paczek świątecznych, ja idę przygotować renifery. Za dwa dni święta, a one ciągle na ciągu alkoholowym od poprzedniej gwiazdki-westchnął święty- Nawet Rudolfowi od tego denaturatu nos na fioletowy się zmienił…

Elf szybko pokiwał głową z uśmiechem i w podskokach zebrał pozostałe łyse dresy. Po czym  śpiewając  „Last Christmas I gave you my Machete” zaczęły pakować prezenty.

 
Prezenty były podzielony dla dwóch grup. Fani Justina Bibera otrzymali płyty Ozzy Osbourne’a. Zaś pozostali płyty wspomnianego wcześniej Bibera.


Wystarczyły dwie godziny, a na świecie wybuchły zamieszki. Setki tysięcy ofiar śmiertelnych pochłonęły walki na ulicach.


-Ach te święta- mruknął Mikołaj popijając zimne piwo w saniach, gdy nad jego głową przeleciał statek kosmiczny wyliczając, że ziemianom pozostały dwa lata życia i ładując działa…

(życzę wszystkim wesołych świąt, mile spędzonych. Bogatego Mikołaja :D i dobrego Nowego roku, abyście w Sylwka dotrwali chociaż do północy :) )

niedziela, 28 listopada 2010

Ludzie to...

(Jak już wspomniałem we wcześniejszym poście, postaram się dodawać teksty częściej. Ten odkryłem kilka dni temu, miałem go w zeszycie. To takie bardzo short story, ale lubię to ;P )



Ludzie to z pewnością najdziwniejsze istoty we wszechświecie. Mają tendencje do samozagłady. Prawdopodobnie to jest celem ich istnienia. Ktoś kiedyś pewnie pomyślał tak a teraz stworze sobie coś co będzie silniejsze i sprytniejsze od otoczenia”. Nie uwzględnił jednak głupoty i pewności siebie. No bo kto lepiej wytępi ten gatunek aniżeli on sam. Najciekawsze w nim jest to, że prawdopodobnie nie z niknie on w sposób naturalny, tylko coś tam się stanie i wypieprzy wszystkich równocześnie, bez zbędnego pierdolenia.

Przelatując koło naszej planety, pewna rasa, której nazwy nie mogę zdradzić, zdecydowała zrobić sobie z niej więzienie. Na wykresach przyszłości zostały Ziemianom dwa lata. Po tym czasie mieli wszyscy zginąć, co do jednego. Byli ci kosmici na tyle uczynni, że postanowili nam pomóc i zrzucili bombę, która zajmowała się wybijaniem gatunków z większych planet.

Wspomniałem już o tym że ludzie są niesamowici? Spadła bomba, która miała zniszczyć ludzi. NIKT nie miał prawa przeżyć. Problem w tym, że nie każdy wiedział, że nie ma szans przeżyć, więc spora część ludności przeżyła i ma się dobrze, a ten wybryk wydłużył istnienie naszego gatunku o milion lat.

Po tym wydarzeniu, żadna rasa nawet się nie zbliżyła do naszej planety



(Kiedy i co dalej nie wiem. Postaram się machnąć coś do końca tygodnia. Tylko nie wiem, które pisać. Mam taki z tym problem. Najwięcej czasu zajmuje mi wybranie tematu, czy pisać dalej do serii, czy zaczynać nową, a może coś do wolne. Sam nigdy nie wiem.)

wtorek, 23 listopada 2010

Wybór


(Po długiej przerwie w publikowaniu, tym krótkim tekstem zamierzam przywrócić ciągłość tego bloga. Od dużego czasu jest tutaj nowa skórka, jednak to pierwszy post od tamtego czasu dlatego pragnę na to zwrócić uwagę i podziękować Orlicy, która mi tę skórkę przygotowała i wstaiła.)


Miejsce, w którym Boguś szykował się do walki stało się pustynią, choć wcześniej był tutaj park z sporej wielkości jeziorem. Usiadł na ziemi zamknął oczy i pogrążył się w medytacji. Wyczuł cele już z dużej odległości. Rzeczywiście szybko się poruszały. Drgnął dopiero gdy Pożeracze zatrzymały się pięćdziesiąt metrów od niego. Otworzył oczy i podniósł się z uśmiechem na twarzy.

-Rzućcie broń, a nic wam się nie stanie. Pójdziecie spokojnie ze mną i unikniemy tego bezsensownego rozlewu krwi.

-Chyba z matmy byłeś słaby- zaśmiał się jeden z nich

-Krew jest smaczna-oblizał się drugi dobywając dwie katany. Pozostali również wyjęli oręż. Jeden trzymał w ręku topór dwuręczny, kolejny włócznię.

Ten uzbrojony w dwie katany skoczył w tak zastraszającym tempie, że zanim jego towarzysze ujrzeli jakikolwiek ruch, on stał już metr przed Bogusiem, który ani na moment nie drgnął. Przeciwnik ciął na wysokości głowy poziomo oboma ostrzami. Dźwięk rozrywanego ciała zakłócił ciszę. I wojownik rozpadł się na dwie połówki. Boguś zaś wyprostował się i oparł ogromny czarny miecz na ramieniu z tym samym uśmiechem co wcześniej.

Tamci ruszyli równocześnie zabiegając Bogusia z dwóch stron. Ten ponownie stał niczym posąg. Gdy byli dwa metry od niego, przemienił się uwalniając skrzydła i wzbił się wysoko w powietrze i atakując artefaktem ognia, który wypuścił jęzor ognia i usmażył obu Pożeraczy. Boguś spokojnie wylądował koło nich, sprawdził czy cała trójka jest na pewno martwa i spokojnie odszedł z powrotem do bazy.

W połowie drogi natknął się na posłania, który co sił pędził w jego stronę.

-Panie Śmierć, pomoc jest potrzebna- wydyszał posłaniec- na froncie chcą cię. W chwili tej.
Lekko zdziwiony jego sposobem mowy, rozwinął skrzydła i udał się na front, jego życie jako Śmierć to nieustająca walka. Powinien się przyzwyczaić. W czym jest problem dostrzegł będąc już kilka kilometrów od celu. Giganci. Stworzenia, które powstają z poległych i mają około siedemdziesięciu metrów wysokości. U boku Śmierci walczyli Aniołowie i Upadli, jednak to nie wystarczało.

Krwawiąca Księżniczka wraz z ochroniarzem robiła co mogła ale przeciwko takiej sile nawet ktoś o randze Trona nie zapewniał przewagi.

Boguś opracowywał jakiś plan. Postanowił pomóc dobić tego najbardziej rannego, aby następnie przejść do tego w najlepszej formie, który walczył tuż obok.

Boguś miał na sobie pełną zbroję i właśnie naciągnął na głowę hełm. Na lewą rękę nałożył tarczę, a w prawą chwycił młot bojowy. Artefakt, który przemieniał się w miecz uszykował do szybkiego wyjęcia. Z takim przeciwnikiem nigdy nic nie wiadomo. Wzleciał wysoko i zanurkował pikując prosto w głowę giganta i w pełnym rozpędzie wymierzył uderzenie w głowę stwora, poleciał dalej i poderwał się w górę atakując jedno z gigantycznych kolan. Kilka śmierci powtórzyło ten atak. Boguś unikając olbrzymich pięści atakował głowę giganta. Ostatni atak na kolano i potwór upadł. Wszyscy zawiśli nad olbrzymem i używając artefaktów ognia spalili ten wybryk Otchłani. Przez resztę dnia i pół nocy wybijali te monstra. Teraz gdy to się skończyło mogli przybliżyć się o parę kilometrów do osiedla zawieszonego w powietrzu. Oczywiście niewiele, gdyż po chwili już spotkali kolejną grupę stworów. Boguś został jednak odesłany do bazy.

Tej jeszcze nocy miał skompletować sobie grupę.

Dziesięciu kandydatów oczekiwało na Sali treningowej ustawionych w szeregu.

-Zaraz sprawdzimy wasze umiejętności walki…

(Postaram się niedługo dodać coś nowego. Gwarantuje, że będzie to w niedalekiej przyszłości. Teraz mam problemy z internetem więc poświęce więcej czasu pisaniu)

czwartek, 23 września 2010

Przemiana

(Jest to krótki tekst, który jest jakby pomostem między częścią poprzednią, a kolejną. Przypominam, że seria Nieuchwytność jest spójną historią i nowe osoby powinny zacząć od pierwszego tekstu z tej serii. Miłego czytania)

-Co się dzieje?- Rzucił Boguś, gdyż ocknął się w nieznanym mu pomieszczeniu.

-O obudziłeś się- Nieznajoma postać zdjęła okulary i odłożyła książkę na bok- Jestem Tantuar i moim zadaniem jest dopilnowanie, aby niczego Ci nie zabrakło.

-Co się stało?

-No tak, możesz nie pamiętać tego i owego.- Powiedział wzruszając ramionami i odwracając wzrok, kierując go za okno, nie przejawiając chęci kontynuowania wątku.

-I?- Z irytacją Boguś zachęcił go do opowieści

-Co pamiętasz jako ostatnie…- Podjął nie odrywając wzroku od okna

-Jakąś walkę w powietrzu, w której nie brałem udziału- z trudem sobie przypomniał i drapiąc się po potylicy oczekiwał jakiejś odpowiedzi. Po dłuższej chwili, Tantuar spojrzał na niego, uśmiechnął się smutno i opowiedział mu co się dokładnie wydarzyło. Nie zapominając wytłumaczyć czym było to osunięcie się w ciemność.

-Był to napad furii odblokowujący twój prawdziwy potencjał, oczywiście nie oznacza to, że jest on wielki, jednak teraz jest on wystarczający do tej pracy.- Wstał z krzesła – Przyniosę ci ubrania, za tydzień wracasz na front, teraz jednak musisz nauczyć się jeszcze kilku rzeczy. Krwawiąca Księżniczka ci w tym pomoże.- To powiedziawszy wyszedł, pozostawiając Bogusia z tysiącem myśli bijących się w jego głowie, o to która z nich jest najważniejsza. Wygrała ta o utracie partnera w walkach. Jego dusza nie zniknęła i żyje jednak już mu nie będzie pomagać. Leżał tak dość długo rozmyślając o wszystkim co mu się przydarzyło. W końcu jednak dźwignął się z łóżka, ubrał i udał się na salę treningową prowadzony niewyobrażalną, chęcią zemsty.


 ***
-Witaj, witaj, proszę usiądź- Fatum wskazał krzesło i z uśmiechem obserwował jak odmieniona śmierć siada przed nim.- Już po treningu? Słyszałem, że zrobiłeś ogromne postępy –Boguś uśmiechnął się- ale nie o tym chciałem mówić, wezwałem cię gdyż mam dla ciebie propozycję. Dostaliśmy właśnie informację, że trzech Konsumenckich zwiadowców przeszło nasze linie. Wiemy którędy mają wracać, to będzie dobre ćwiczenie dla ciebie, poczekasz na nich i zlikwidujesz.

-Z kim będę pracować?

Fatum uśmiechnął się jeszcze szerzej

-Z nikim, mamy deficyt wojowników, nie możemy sobie pozwolić na wysyłanie oddziałów na takich chłopców na posyłki. –Widząc minę Bogusia dodał- Muszą być słabo wyposażeni, ponieważ przemieszczają się dość szybko, a ty dostaniesz wszystko czego ci trzeba, po prostu nie daj im przejść. Tutaj masz dokumenty, w których masz potrzebne szczegóły.

Boguś podniósł się z krzesła.

-Acha, jeszcze jedno. Misja jest ściśle tajna. Uważamy, że ktoś im pomógł się przedostać za nasze linie. Prowadzimy dochodzenie i wiesz..

-Rozumiem.

(Nie wiem kiedy kontynuacja, aktualnie piszę dłuższe opowiadanie i to ono zabiera mi większość sił i energii pisarskich. Jest to również wspaniały trening, dzięki niemu rozwijam swoje umiejętności co jest mi bardzo potrzebne)

czwartek, 12 sierpnia 2010

Droga pełna szczątków

(Ten tekst jest pisany w miarę na szybko więc nie jest cudowny. Aktualnie eksperymentuje dlatego mam taką długą przerwę w dodawaniu. Trenuje i staram się pisać nowe rzeczy co mi idzie średnio, ale wszystko w odpowiednim czasie. Przypominam, że Nieuchwytność to seria i trzeba ją czytać od początku, osoby, które znają już wcześniejsze części proszę o ponowne przeczytanie poprzedniej, gdyż akcja dzieje się parę sekund później, a ten odnosi się bezpośrednio do tego wcześniejszego)


Upadła zwana Krwawiącą Księżniczką, w zamierzchłych czasach była Tronem, jednak za swoje niegodziwe postępki została zdegradowana i poszukując sprawiedliwości uciekła do piekła, tam, ku jej zdumieniu, również nie otrzymała należytego jej stanowiska. Duma jednak nie pozwalała jej przepraszać, aby znów wkupić się w łaski nieba, więc zgodziła się pozostać na Dole.

Zdjęła niewielki plecaczek, który zawsze nosiła przy sobie i wydobyła z niego niewielką kukiełkę, niemal identycznie wyglądającą jak jej ochroniarz. Uśmiechała się przykładając palec wskazujący do pleców kukiełki. Ochroniarz zawisł bezwładnie w powietrzu, w identyczny sposób jak kukiełka. Upadła delikatnie drgnęła jednym ze sznurków i wojownik dobył miecza. –Ja się nim zajmę- powtórzyła znacznie ciszej.

Ochroniarz poruszał się szybciej niż Cherub i bardziej nieprzewidywalnie, jego bezwładne ciało wyprowadzało tak potężne ataki, że walczący Konsument musiał je blokować obiema rękoma i z tego właśnie powodu wypuścił z dłoni pistolet. Krwawiąca Księżniczka poruszyła kukiełką w dół, tak że Ochroniarz kucnął gdy cios przelatywał mu nad głową i powstając przebił Konsumenta mieczem, po czym podciągnął ostrze ku górze. Szybko je wydobył z ciała i wykonując obrót odciął głowę przeciwnikowi.

Upadła uwolniła wojownika spod wpływu zaklęcia i umieściła kukłę z powrotem w plecaczku. Ochroniarz jakby uwolnił się z transu, obejrzał swe ciało poszukując nowych rozcięć, nie znalazłszy ich, chwiejnym krokiem powrócił do boku swej pani.

Cherub z miną lekko skwaszoną, podzielił walczących na dwa zespoły i się rozdzielili. Większa grupa pod jego dowództwem atakowała bezpośrednio na centrum dowodzenia. Mniejsza grupa pod kierownictwem Upadłej miała zaatakować i zamknąć portal, przez który wzywane są potwory. Boguś i Psychol byli w grupie Cheruba. Ruszyli przez zdewastowane osiedle, które zdawało ciągnąć się w nieskończoność. Wszystko zdobiły plamy krwi, a tu i ówdzie walały się resztki mieszkańców. Czasem można było zobaczyć nawet całą głowę, choć przeważnie były to pojedyncze palce i zęby. O ich przybyciu nie wiedział chyba jeszcze nikt, więc postanowili szybko się nie ujawniać. Dlatego osiedle przemierzali po dachach. Nie było to proste. Szczególnie w dzisiejszym budownictwie. Skrzydła jednak ułatwiały tę zabawę. Główny pięciopiętrowy budynek rzucał się w oczy niczym pryszcz pośrodku czoła, gdyż unosił się jeszcze wyżej w powietrzu, czyli jedynym możliwym sposobem na dostanie się tam było podlecieć. Ogólnie rzecz biorąc ciekawe środki ostrożności.

Bogusiowi kazali pozostać w ukryciu jako, że on samodzielnie nie potrafił latać. Jego zadaniem było informowanie, jeśli jakieś większe siły zaczną się zbliżać do tej bazy, gdy oni będą jeszcze w środku.

Cherub i wszystkie śmierci dokonały przemiany, po czym wzbili się w powietrze i zaatakowali. Polecieli od razu na ostatnie piętro i spróbowali się dostać przez okno, co im niestety nie wyszło, po uderzeniu w szkło po całym osiedlu rozeszło się potworne zawodzenie, chyba było to coś na wzór alarmu. W parę chwil, jak na zawołanie, lub bardziej przyzwanie, pojawiły się setki Konsumentów i Pożeraczy na bękartach piekielnych. To była pułapka. Walka nie trwała długo, najdłużej utrzymywali się Cherub, Psychol, Arnes i Olia (ta ostatnia dwójka to również śmierci, jedne z najbardziej zasłużonych. Byli walczącym rodzeństwem, których historia powinna być zapamiętana, niestety ta nie jest o nich. Kiedyś zostaną jeszcze wspomniani) Pierwszy z nich padł Orn, wpierw ugodzony ostrzem w pierś, tylko po to by bękart piekielny mógł prościej go rozszarpać. Boguś wpadł w rozpacz, mimo tego, że walka działa się w powietrzu, chciał zaatakować, jednak nie mógł się poruszyć, jakaś magia go uziemiła. W jego głowie zabrzmiał głos Upadłej. Czekaj na nas, nic nie rób, zaraz będziemy. I rzeczywiście po chwili ramię Bogusia ścisnęła Upadła, jednocześnie ściągając z niego czar, jej uścisk był jednak na tyle silny, że nie pozwolił mu rzucić się i pomścić przyjaciół. Miejsce rozpaczy dawno zajęła furia, właśnie to wydarzenie odblokowało jego wcześniejsze opory przed zabijaniem dodając mu sił. Wpadł w prawdziwy szał bojowy. Na jego szczęście Upadła i pozostałe Śmierci nadal go przewyższały siłą, więc bez większych problemów utrzymali go na miejscu do czasu aż się uspokoi. Po dziesięciu minutach szarpania, osunął się w ciemność…


(Kiedy następna część? Nie mam pojęcia! Nie wiem co dalej, piszę dużo tekstów fragmentami i jeśli coś w końcu złożę do kupy to na pewno to dodam, niestety nie jestem w stanie podać nawet zbliżonego terminu.)

wtorek, 6 lipca 2010

Przewodnik Dla Wywróconych Na Lewą Stronę (3)

(Witam wszystkich ponownie, by przedstawić krótki tekst, napisany ostatnio w pociągu, jest to zaledwie jedno pytanie. Miłego czytania)

Przepraszam za tak długą nieobecność, jakie masz do mnie pytania? No nie złość się, wiem, że zachowałem się źle, tak wiem, że zastępstwo było nieodpowiednie i niemiłe. Wybacz dałem ponieść się emocjom. No już, widzę ten uśmiech, masz do mnie pytanie?

Aaa, mój ulubiony temat, jedzenie. Pytasz mnie o jedzenie we wszechświecie, jakie jest, itp.? Tak więc jedzenie we wszechświecie jest jak kiełbasa, tylko ma różny kształt, smak, barwę i konsystencję,..






Coś nie tak? Tak jakoś dziwnie na mnie patrzysz… No moim zdaniem kiełbasa to przykład na to, że da się stworzyć coś doskonałego. To właśnie ona tak naprawdę określa wszechświat.

Istnieje pewna teoria, szczególnie bliska mojemu sercu. W każdym świecie istnieje kiełbasa. Teoria mówi, że świat powstaje po to by stworzyć z czasem rasę zdolną ją wyprodukować. Wszystko powstaje z jej mikroskopijnych kawałków dryfujących we wszechświecie i gdy w jakimś miejscu kiełbasa się dopiero rodzi w innym miejscu jest już bardzo dobrze znana. Cywilizacja nie padnie póki ją ma, a wszechświat się skończy wraz z ostatnią wyprodukowaną kiełbasą.

Oczywiście jak to teoria ma jakąś lukę, którą ciężko zapełnić. Ktoś musiał stworzyć tę pierwszą kiełbasę. Czyli jego świat powstał w innym celu.

Osobiście uważam, że to była nadcywilizacja i ona powstała z niczego by stworzyć pierwszą kiełbasę. Nie wykluczone również, że istnieje jakiś bóg, który za to wszystko odpowiada.

(Nie, nie jestem fanem kiełbasy, raczej średnio ją lubię. Kolejny tekst będzie albo z kategorii Wolne albo z Nieuchwytność, jeszcze nie zdecydowałem, chyba, że ankieta się jeszcze zmieni i dojdzie jakiś głos, który przeważy. Proszę się jednak spodziewać tekstów z obu kategorii.)

środa, 23 czerwca 2010

Pióro

(Konkurs jednak się nie odbył, chodziło w nim o napisania opowiadania erotycznego, czegoś co przedstawia stosunek. Po raz kolejny pokazałem, że nie potrafię pisać na zlecenie, piszę tylko to co chcę napisać, ale akurat to mi w miarę przypasowało i trochę naginając temat stworzyłem TO, nie jest to idealne, ponieważ przez to że konkurs się nie odbędzie odechciało mi się dalej dłubać)



Pewnego baśniowego wieczoru, na samotnej i niewielkiej wyspie położonej na morzu, którego lazurowa barwa wypełniała krajobraz aż po horyzont, stało rzeźbione łoże z czterema kolumnami. (Wyspa ta była tak mała, że nic poza nim by nie pomieściła.)
Na łożu siedział On i Ona, a nad łożem tysiące różnokolorowych ptaków latało tworząc na niebie w blasku zachodzącego słońca, wybuchy kwiecistych wzorów po tysiąckroć barwniejszych, większych i wspanialszych niż są nam w stanie zapewnić sztuczne ognie.
 I gdy On zdjął Jej koszulę, ptaki zanurkowały i uniosły oba nagie ciała na swych grzbietach tworząc, dookoła nich jakby pokój o milionie kolorów, w którym mogli siebie posiąść, opadli na aksamitną pościel pełną piór i tam zatańczyli taniec ciał, delikatnie muskając swe wargi, tak aby partner czuł niedosyt i chciał więcej. Czasem wznosili się wysoko, a innym razem gwałtownie opadali walcząc ze sobą w powietrzu, choć tak naprawdę ani na moment nie oderwali się od pościeli.
Ostrożnie sunął palcem w dół po mostku i jeszcze niżej, robił to tak delikatnie jakby bał się, że zadrze Jej skórę, jakby na potwierdzenie w ślad za palcem całował Jej ciało i tak schodził coraz niżej, aż wraz z ostatnim promieniem słonecznym pokazał Jej kosmos. Czuła, że gdyby chciała, mogłaby sięgnąć planet, trwało to do czasu gdy gwiazdy niesamowicie się zbliżyły i rozbłysły, a po tym wszystkim zapadła ciemność i pustka.
Zaczęła się przemieniać. W najpiękniejszego ptaka na ziemi, On jednak nie chciał puścić ukochanej. Udało mu się jedynie wyrwać jedno z Jej piór, nim opuściła wyspę wylatując oknem stworzonym przez ptaki, które w tym momencie, jak na znak, rozproszyły się i poleciały za Nią.
On jednak pozostał na niewielkiej wyspie z rzeźbionym łożem i aksamitną pościelą, siedząc na jego skraju z Jej piórem w dłoni, siedział tak do czasu aż powiększająca się rozpacz przemieniła go w głaz.

Co roku wyspę odwiedza najpiękniejszy ptak świata, którego pieśń brzmi jedynie tutaj, koło swego ukochanego, próbując go odczarować… 

(Trzymać kciuki za mnie 29 i 30, mam egzamin do szkoły, kolejne teksty wkrótce, mam wenę i idzie mi pisanie, ostatnio także poprawiam swoje stare teksty, bo pomysły były fajne)

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Przewodnik Dla Wywróconych Na Lewą Stronę (2,5)

(Witam ponownie, tym razem ze wspaniałym logiem wykonanym przez Dominikę, dodaję ten krótki fragmencik, gdyż to jedyne włączenie Przewodnika Dla Wywróconych Na Lewą Stronę do czasu powrotu Ghorflogamersceloinameka z urlopu, dodam, że tekst pogrubiony to rozmowa z szefem, tak jak to miało również miejsce w I części opowiadania.)

Czego? No chyba ci się coś popieprzyło… Jestem Ynderw Einzsarts a nie jakiś tam pedałek co był tutaj wcześniej… Ja niemiły? No co ty nie powiesz… To teraz geniuszu przeczytaj moje imię i nazwisko od tyłu…Brawo… Teraz czemu masz czelność mi przeszkadzać? Pytanie masz? No to wspaniale, zapytaj się mamusi może ci odpowie a nie mi zawracasz… Czego? A się weź wypchaj tą kasą myślisz, że dlatego, że jesteś moim szefem to wszystko ci wolno co? Gówno prawda! Jesteś dupa!



Połączenie przerwane… Przepraszamy za usterki techniczne…

(Aktualnie mam przejściowe chwilowe z internetem, a także w przyszłym tygodniu egzaminy do szkoły, dlatego średnio mam czas na pisanie czegokolwiek, mam jeszcze jeden tekst ale on najpierw idzie na "konkurs" znaczy założyliśmy się kto napisze coś tam lepiej i w czwartek wysyłamy to do jury i zobaczymy, dodam to bez względu na wynik, gdyż na wygraną mam małą szanse (średnio na temat chyba napisałem) ale zobaczymy)

niedziela, 6 czerwca 2010

Przewodnik Dla Wywróconych Na Lewą Stronę (2)

(I oto kolejny raz nasz przewodnik odpowie na różne ciekawe pytania, jeśli jednak uważasz, że to nie te pytania, które chcesz zadać, nie wahaj się tylko pisz do mnie, czy to w komentarzu, czy też prywatnie.)


Ach witaj ponownie, już myślałem, że nie masz więcej pytań, a tutaj o proszę, widzę, że masz nawet listę. Jednak możesz zadać tylko kilka z nich. Jest to spowodowane lekkim przeciążeniem mojej biednej głowy (od jutra mam krótki urlop, szef się zlitował), będzie jednak całkiem sprawne zastępstwo na tę chwilkę. Nie martw się Ynderw Einzsarts jest całkiem milusi.
Zatem jakie masz pytania?
Twierdzisz, że można było źle zinterpretować moją wypowiedź? Mówisz, że nie była do końca jasna? Ranisz mnie i to w bardzo dotkliwy sposób, zarówno moją duszę jak i portfel, bo za każdą skargę i w ogóle, tną nam premie. Jak ja teraz kupię dzieciom prezenty na święta? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi!! Nie odezwę się do Ciebie póki nie odwołasz oskarżenia! O!







Już myślałem, że do mnie nie zajrzysz. Przepraszam za tamten wybuch. Jakie masz do mnie pytanie?

Czy istnieją planety zamieszkiwane zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz?
Oczywiście, że nie jak to sobie wyobrażasz? Dwie różne siły przyciągania na jednej planecie i w dodatku TAK różne? To nie ma prawa się udać. Planety są zamieszkiwane albo tak albo tak, ba nawet dodam, że w galaktyce nigdy nie ma planet zamieszkiwanych na dwa sposoby. W danej galaktyce albo żyje się na powierzchni, albo wewnątrz.
A to dobre pytanie, co jest tak naprawdę w środku galaktyki? Czarna dziura.
Czym ona jest? To taki portal. Przenosi jednak jedynie rzeczy organiczne. Gdy próbuje się tam wlecieć statkiem to żegnam. Dlatego buduje się żywe statki. Pokryte żywą tkanką, potrafiące myśleć itp. Jednak nie należą do wysoko inteligentnych. I… A tak, gdzie nas przenoszą… Do świata kwiatów i słodkich pastelowych kolorów. Gdzie wiecznie błękitne niebo pokrywają chmury przypominające watę cukrową, zarówno z wyglądu jak i smaku. Trafiają tam jednak tylko Ci, którzy podróżują poszukując wewnętrznego spokoju, a nie aby zniszczyć tę planetę. Ci, którzy lecą tam niszczyć, trafiają na pustą i kamienistą planetę, na której nie ma nic poza piaskiem i wcześniej wspomnianymi kamieniami.

Czy mogę w czymś jeszcze pomóc?

Skąd się biorą dzieci?… yyyy… Ile Ty w ogóle masz lat, co?!...yyy. ten tego… no jak mama mocno prosi to…yyy… to tatuś wybiera się w daleką podróż do pana bociana i…yyy… prosi żeby ten przyniósł dziecko… Co się śmiejesz? Wiesz skąd się biorą i mnie tylko podpuszczasz?! Foch… Jadę na urlop! A Tobą zajmie się Ynderw Einzsarts.. hi hi…

(U mnie teraz dziwnie z czasem . Jestem w Poznaniu, a ten tekst napisałem jadąc pociągiem. Tutaj będę na kursie przygotowującym do egzaminów do szkoły i nie wiem ile czasu będę miał na pisanie kolejnych tekstów mogę mieć kolejny gotowy za równo jutro jak i dopiero w lipcu.)

środa, 2 czerwca 2010

Przewodnik Dla Wywróconych Na Lewą Stronę (1)

(Jest to coś nowego, spróbowałem nowego typu opowiadań. Jest to pierwsza próba i liczę, że jeśli się spodoba to kolejne teksty z tej serii będą bardziej udane. Miłego czytania Lewo Stronni)

-Cześć, jestem Ghorflogamersceloinam, ale możesz mówić mi Ghorflogamersceloinamek i jestem Twoim przewodnikiem po Przewodniku Dla Wywróconych Na Lewą Stronę. Bardzo miło mi Ciebie widzieć i bardzo śmiesznie wyglądasz… Jak to on mnie nie widzi? Przepraszam szef dzwoni… Czyli ja tylko go widzę? Ale bajer… Dobra już wróciłem. Czyli prawdopodobnie Ty nie wiesz, że Cię widzę. Co za syf masz w pokoju. Czasem trzeba posprzą… Czy to był bąk. No jak tak można. Wiesz, że w mojej planecie, wieszczka przepowiedziała, że koniec świata nastąpi za sprawą jakiegoś gazu. I chyba dzięki Tobie rozwiązałem zagadkę jaki to ma być gaz. Co za odór… Znowu szef… Ale jak to zabierasz mi premię? Ale, no to wszystko to ważne informacje… ale ja jestem poważny… Kurde ale chociaż nie odebrał mi… Co urlop też?... Za dużo gadam. Wracając do naszego przewodnika. Został on stworzony specjalnie dla takich śmiesznych planet jak wasza, w których żyjecie na lewej stronie. To musi być strasznie niebezpieczne, żyć tak na powierzchni, prawda? Pewnie ciągle chodzisz z głową w górze, patrząc czy żaden meteoryt nie chce Cię uderzyć. Pewnie nawet nie można mocno podskoczyć obawiając się, że się spadnie z planety. Ogólnie sam ten pomysł z obracaniem się wokół własnej osi i jeszcze latanie dookoła jakiegoś Słońca żeby mieć ciepło… Dobra szefie już… to wstęp miał… Już jestem grzeczny… Tak więc wbrew tego co myślą Lewo Stronni, we wszechświecie większość planet jest zamieszkana ale nie w tak odważny sposób. Normalnie Istoty mieszkają wewnątrz planety. Widząc zdziwienie na Twojej twarzy postaram się to dokładniej opisać. Otóż planeta wewnątrz jest pusta, to taka piłka. Z zewnątrz pokrywa ją gruba skorupa minerałów. Istnieje normalne przyciąganie wewnątrz planety (chociaż należy podkreślić, że istnieją planety posiadające przyciąganie np. wyłącznie na górze, tak że cała cywilizacja musi się gnieździć na takim małym fragmenciku). Wewnątrz idealnie na środku zawieszona jest taka kula, która z jednej strony świeci się bardzo mocno z drugiej zaś jedynie lekko błyszczy. I to ona się obraca dając dzień i noc, a nasza planeta może wisieć sobie spokojnie. Rozumiesz? Normalnie to tak jakby wywrócić waszą planetę na lewą stronę i to co w środku było na zewnątrz ( no ale bez tej magmy czy co to tam jest) a to co wy macie na powierzchni w identyczny sposób jest wewnątrz. Jest to jakby nie patrzeć bezpieczniejsze. Jak chcesz się jeszcze czegoś dowiedzieć pytaj. Tymczasem ja się wyłączam.

Ach świetne pytanie istoto małpowata. Czym dokładniej jest Przewodnik Dla Wywróconych Na Lewą Stronę. Otóż światy, w których żyje się na tej lewej stronie są opóźnione w rozwoju, dlatego w celu rozwijania zacofanych światów, powstał ten przewodnik. Jak on działa? Bardzo prosto zadajesz pytanie, byle jakie pytanie, a ja Ci na nie udzielam odpowiedzi. Spróbujemy? Czym jest wszechświat, co jest dalej i ogólnie skąd się wziął, pytasz? Wszechświat, żyje na powierzchni innego świata niczym grzyb, a my to coś jak bakterie. Ten, w którym żyjemy jest większy od naszego, ale z tego co nam się udało ustalić, także żyją wewnątrz planety. A skąd się wziął? Zostaliśmy wysmarkani z gigantycznego nosa z tak ogromną siłą, że w locie nastąpił Wielki Wybuch i przykleiliśmy się do drzewa. Mamy szczęście, gdyż jest ono pod ochroną i nie wygląda jakby miało szybko umrzeć. Czekam na kolejne pytania…


(Jeśli chcesz zadać pytanie Przewodnikowi Dla Wywróconych Na Lewą Stronę, możesz to zrobić pozostawiając komentarz lub przesłać pytanie bezpośrednio do mnie)

wtorek, 18 maja 2010

Śmierć

(Dawno mnie tu nie było, dodaję krótki tekst. To ma choć na chwilę ożywić tego bloga, to jak doładowanie do telefonu za pięć złotych, bo jest pusto, a lada moment ma się konto czy też blog zapełnić większą kasą czy też opowiadaniem. Tak więc miłej krótkiej rozrywki i oczekujcie kolejnych tekstów)

A wszystko zaczęło się od tego, że umarłem. Dryfowałem w kosmosie mijając gwiazdy i planety. Sunąłem spokojnie starając się ocenić moje życie. Wyszło mi, że miałem życie do dupy. Ciężko było jakkolwiek zdefiniować czas, który zabrało mi przemierzenie całego nieskończonego Wszechświata. Ogólnie to miałem problem jak może skończyć się coś co jest nieskończone, ale to może być wynik mojej niezbyt wielkiej wiedzy o kosmosie lub też jakiejś mocy nadprzyrodzonej. Nie ważne.

Nadszedł cień rozjaśniając otaczającą mnie pustkę, swą barwą nie do określenia przez mężczyznę, bo jeżeli wszystko wokół mnie jest czarne, to czym jest rzecz równie czarna, a jednak inna od tego co mnie otacza.

Po cieniu nadszedł blask, który oślepił wszystkich, okazało się bowiem, że w nicości nie jestem sam i choć miał nam ukazać to w czym się znajdujemy, odebrał nam wzrok.

Wtedy strąceni zostaliśmy do piekielnych otchłani i zamknięci w klatkach z ognia i lawy, torturowani przez nieznane istoty, których nie byliśmy w stanie zobaczyć. Jedynie zapach pozwalał nam w jakikolwiek sposób wykreować coś na wzór wizerunku tych bestii i dzięki tej wizualizacji łatwiej nam było je nienawidzić…

środa, 7 kwietnia 2010

Frontalny atak od tyłu

(Kolejny tekst z serii nieuchwytność, dodaję po dość długiej przerwie w pisaniu, przypominam także, że seria nieuchwytność jest serią tekstów ściśle ze sobą powiązanych i czytanie należy zacząć od wstępu. Miłej lektury)

Spakowany właśnie opuszczał salę treningową, w której spędził ostatni tydzień. Miał już wrócić na ulicę, nie przypisano go jednak do trudnych i wymagających zadań gdyż jego towarzysz musiał dojść jeszcze do siebie. Przynajmniej tak mu obiecano i taką miał nadzieję. Choć ostatnio nie można być niczego pewnym.

Przed budynkiem treningowym czekał na niego już Psychol, albo raczej Orn. Naprawili go dość szybko. Zwęgloną twarz przykrył stalową maską. A zniszczone ciało ukrył pod zbroją. Miecz przewiesił przez plecy, ale póki co był zgaszony. Widocznie mógł on go zapalać wedle własnego widzimisie.

Razem ruszyli do Kwatery Głównej, z której mieli odebrać rozkazy.

***

-Nosz, kurwa mać, mieliśmy dostać jakieś lżejsze misje bo nie dość, że ciągle pakuje się w gówno to jeszcze zawsze dostaje po ryju! A wy, kurwa, chcecie mnie na front wysłać!

-Nie na front. Obok frontu i…

-Jedno gówno…

-…i nie będziecie sami tylko w większej grupie.

-Jak to w większej grupie?

-Tak to- zza drzwi wyłonił się znany już Bogusiowi cherub. Niski, drobny i łysiejący mężczyzna koło czterdziestu pięciu lat, ubrany w stary znoszony i podarty tu i ówdzie garnitur.

- Będziecie pracować ze mną, diablicą równą mi stopniem i dwudziestoma innymi patrolowymi. Będziemy przebijać się lewą stroną około kilometra za głównym frontem. Następnie postaramy się zajść ich bazę od tyłu i dostać się na to zakichane wiszące osiedle. Poprosiłem o was bo już, jak wspomniałeś, walczyliście z nimi i macie jakieś tam doświadczenie.
           
Dalsze kłótnie nie miały już po prostu sensu. Bogusław tylko przytaknął zrezygnowany i odszedł. Jeśli aniołowie i diabły się wtrącają znaczy, że musi tu być rzeczywiście potworne bagno.

Dochodziło południe. Wszyscy w zbrojach przygotowywali się do wymarszu. Diablicą okazała się dziewczynką około jedenastoletnią. W sukience i z małym plecaczkiem. Miała czarne nieuczesane włosy i brązowe lekko obłąkane oczy. Wszędzie za nią chodził mężczyzna w porcelanowej masce i czarnych, krótko ściętych włosach. Pokryty był licznymi bliznami i porwanym ubraniem, z którego z łatwością można było wyczytać, że większość jego potyczek nie była łatwa.

Dowodził Cherub. Co ciekawe, jego stopień w hierarchii to cherub, ale także ma tak na imię.

Z czyśćca do linii frontu przetransportowały ich feniksy. Stamtąd musieli ruszyć o własnych siłach. Walka przesuwała się ciągle w głąb miasta oddalając się od głównego centrum Konsumentów, co skutkowało rozrzedzeniem sił wroga poza główną linią frontu i możliwość podejścia ich.

Pierwszych przeciwników spotkali po około dwóch dniach. Nie maszerowali oczywiście bez przerwy. Podróżowali niespiesznym tempem z noclegiem i przerwami na posiłki i wypoczynek.

Na horyzoncie pojawił się niewielki odział. Prawdopodobnie około piętnastu pożeraczy i dwudziestu ghuli. Nie były one zbyt bystre i silne, ale w takiej grupie potrafiły narobić niezłego bałaganu. Cherub zarządził ukrycie się.

Diablica nieśpiesznie i z uśmiechem usiadła na kamieniu i obserwowała. Zachowaniem wyglądała na dużo starszą. U upadłych i aniołów wygląd nie był w żadnym stopniu adekwatny do rzeczywistego wieku. Po prostu mogli przybrać dowolną formę.

Patrolowi , którzy posiadali broń miotaną lub strzelecką przygotowali się. Rozkaz prosty pozwólcie im podejść. Zrobić to szybko i cicho. Nikt nie może przeżyć.

Bogusław ściskał już rozłożoną kosę w ręku i oczekiwał.

Sygnał, trzy Śmierci dokonały przemiany i uniosły się w powietrze. Aby odciąć pożeraczom drogę ucieczki. Strzelający podnieśli się uwalniając strzały i naboje. Szybkie przeładowanie i kolejna salwa. Ci co mieli wylądować na tyłach wroga, przelatując miotali nożami i niewielkimi granatami. Może nie było to super ciche, ale za to niezwykle skuteczne.

Niedobitki starały się przeprowadzić jakiś atak. Nie wyszło im to zbyt dobrze gdyż po ciągłym ostrzale dobiegło ich zaledwie dwóch. Z nimi zaś rozprawili się bez większych problemów pozostali. Bogusław dopadł i wykończył jednego z nich.

Przyspieszyli, obawiali się, że gdy tamta grupa nie wróci i nie złoży raportu ze zwiadu, czy czym tam oni się zajmowali, zdradzi to ich obecność.

Przez większość dnia pozostawali niezauważeni. Osiedle było już bardzo dobrze widoczne. Teraz nadszedł czas na szturm. Cherub przekazywał ostatnie instrukcje. W dużym skrócie: szybki atak w grupę, która znajdowała się na ziemi. Przebić się, wtargnąć na osiedle i zdobyć sztab generalny. Dodatkowo postarać się schwytać lub zabić przywódcę.

Zaczęło się. Bogusław dzierżąc kosę przypuścił atak. O dziwo nie szło mu najgorzej trzech zabił i jednemu odciął nogę, gdy usłyszał komendę ataku na osiedle. Poczuł jak Orn chwyta go i wzbijają się w powietrze. Walka toczyła się teraz wszędzie. Boguś wznosząc się ciął latających dookoła nich pożeraczy i konsumentów. Widział jak jego kompani padają pod ciosami. On sam miał wiele szczęścia i świetnego kompana, który uważał na jego plecy. Całość trwała około dziesięciu minut. Wystarczyło to jednak by ulice spływały krwią.

Było zbyt cicho i spokojnie. Przegrupowali się. Trzech zginęło i jeden był ciężko ranny, reszta jako tako. Cherub i diablica nie byli nawet umorusani.

-Brawo- ich uszu dobiegł gardłowy dźwięk spomiędzy uliczek. Był to Konsument, którego Boguś miał także zaszczyt poznać, w pierwszym dniu pracy. Poprawił kapelusz i spokojnym krokiem ruszył. W lewej ręce trzymał pistolet w prawej zaś szablę i uśmiechał się paskudnie.

Jeden z patrolowych nie czekając na rozkaz skoczył w jego kierunku. Kula, którą dostał w pierś, rozerwała go na drobne kawałki. Wszyscy stanęli jak wryci. Teraz nikt nawet nie drgnął. Nikt z patrolowych. Cherub wyszedł na przód i wyjął katanę, którą miał u pasa, a upadła jak to chyba już miała w zwyczaju usiadła na jakimś gruzie z uśmiechem i przyglądała się.

-Schrońcie się gdzieś wysoko, żeby żadna zabłąkana kula was nie dosięgła. – rzucił Cherub i stanął w pozycji bojowej.

Boguś nim się oglądnął był ciągnięty przez Psychola w górę.

Cherub ukłonił się, nie opuszczając broni i zrobił krok, po którym Konsument wystrzelił. Unik i szybki sprint. Wszyscy byli ogromnie zdziwieni umiejętnościami tego niepozornego mężczyzny. Rozcinał naboje na połówki, a gdy znalazł się w odległości trzech kroków zaatakował. Przeciwnik bez trudności, ale lekko zaskoczony sparował uderzenie i ponownie wycelował. Trafienie z takiej odległości nie powinno być problemem, jednak Cherub poruszał się tak szybko, że kula przecięła ponownie tylko powietrze. Walka musiała zakończyć się pojedynkiem na ostrza.

Boguś musiał przyznać, że czegoś takiego to on nie widział nawet na filmach. Liczne ciosy padające pod różnymi kątami  i równie liczne uniki. Każdy z wojowników starał się oszczędzać ostrze i niezbyt często je krzyżować. Gdyby któremuś z nich ono pękło, walka skończyłaby się szybciej niż potrafimy mrugnąć.

Konsument był jednak lepszy, chociaż Cherub nie miał ani jednej ciężkiej rany, małe zadraśnięcia, pokrywały jego ciało coraz gęściej…

-Stop- Przeciwnicy przestali walczyć i zdziwieni spojrzeli w stronę dziewczynki, która to wykrzyknęła- Cherub siadaj, nie masz z nim najmniejszych szans zaraz zginiesz.- rzuciła Upadła zdejmując plecak. –Ja się nim zajmę...

(Dalsza część, wkrótce. Musiałem to podzielić ponieważ tekst byłby za długi i już w ogóle nikt by tego nie przeczytał i złożyłem zamówienie na ilustracje do opowiadania i powinny one ukazać się dopiero razem z następnym postem.)

poniedziałek, 22 lutego 2010

Ten dzień...


(Napisane jakiś czas temu, nie ma to tytułu, ale jest to dla mnie jakoś tak szczególny utwór i nie wiem zupełnie czemu...)


Ten dzień zapowiada się beznadziejnie. Wszystko z wolna umiera, tracąc swe barwy. Czerń i czerwień malują świat od nowa, po swojemu, tak żeby nikt go już nigdy nie poznał. Ja zaś leżę oczekując. Wszystko następowało jak w zwolnionym filmie, klatka po klatce. Świat, który znamy umiera, zmienia się w wielką kulę pełną lawy i ognia. Ja zaś leżę. Obserwuję. Moje ciało zespala się z Ziemią, łącząc nas w jedność. Płonę, umieram, staje się częścią nieśmiertelnego Wszechświata jako proch. Świat się zmienia w czerwono-czarnych barwach, okrzykach cierpienia i zapachu śmierci. Ciekawe czy na lepsze...


(Rysunek by Seishi)

piątek, 19 lutego 2010

Nieuchwytność- Droga w chmurach (plus bonus)

(Kolejny, lecz krótki tekst z serii nieuchwytność, przedtem jednak chciałbym dodać, coś. Ciężko mi to zdefiniować. Napisałem to rok temu na j. polskim i to bardzo polubiłem)

-Kim jesteś?
-Kim jestem? -niewinny chichot przemienił się w obłąkany śmiech - Kim jestem? Jestem Krwawą Księżniczką... -to powiedziała już raczej słodko i niewinnie choć delikatny głosik wypowiadając te trzy słowa mroził krew w żyłach

(a teraz Nieuchwytność, przypominam, że to kolejna część i osoby nowe informuję, że należy zacząć od wstępu i przeczytać wszystkie poprzednie części.)

Ten odwrót, nie był ucieczką. Po prostu nie było większego sensu walczyć dalej gdy dusza została już odesłana. Ranni wycofali się zapewne do bazy i teraz wysłali patrolowych w celu odnalezienia ich i wykończenia.

Bogusław starał się zatamować choć trochę, przerażające krwawienie z boku jego kompana. Wszystko to nadaremno, psychol słabł i to dość szybko.

Najgorsze było to, że Boguś za nic nie mógł przypomnieć sobie drogi powrotnej. Psychol nie miał czasu, a Bogusław ochoty na błądzenie po labiryncie wąskich uliczek.

Rozmyślanie przerwał ogromny huk, po którym gwałtowny wstrząs przewrócił Śmierć. Doszły jego uszu odgłosy zaciekłej walki. Po sąsiednich uliczkach biegały liczne hordy Konsumentów i Pożeraczy zmierzających na wojnę. Z tego co Bogusław się domyślał, każda ze stron teraz uwolniła wszystkie bestie, które miała w zanadrzu.
Poczuł zimny dreszcz. Oznacza to, że czas zatrzymał się dla całego miasta bez limitu. To potwierdziło najgorsze.

Wybrał jeden z kierunków pochwycił kompana i ruszyli, po woli i bardzo ostrożnie. Nie chcieli przecież wpaść w pułapkę lub przypadkowo trafić na oddział rozwścieczonych stworów. Ludzie zniknęli z ulic. Zapewne teraz są oni pożerani.

Czemu więc tak im zależało na zablokowaniu przekazu? Czemu wdali się w walkę z patrolem. Na taką skalę jedno ciało nie daje różnicy.
Odgłosy walki stawały się wyraźniejsze, szczęk żelaza, donośne ryki stworzeń z różnych otchłani. Teraz gdy wyszli z uliczki zrozumiał skąd ten wstrząs. Całe osiedle zostało wyrwane z ziemi, za pomocą nie znanej mu magii, zawieszone z dobre dwa kilometry nad ziemią.

Wszędzie w około latały Śmierci wyposażone w skrzydła niczym Anioły i Konsumenci na stworzeniach przypominających smoki. Były to tak zwane bękarty piekielne. Powstawały gdy znienawidzone dziecko, któregoś z diabłów zostanie strącone do otchłani. Tam przybierają taką formę i żywią się innymi stworzeniami. Teraz trzymają stronę Konsumentów.

Psychol wyglądał okropnie jednak postanowił także dokonać przemiany i spróbować zestawić ich na ziemię. Bogusław nie był ucieszony ale nie mieli większego wyboru.
Przemiany uczyły się wyłącznie doświadczone Śmierci i to nie wszystkie.
Rzucili się w przepaść między walczących. W locie jego kompanowi wyrosły skrzydła, chwycił Bogusława i starali się zwolnić. Boguś używając miotacza odstraszał Pożeraczy i Konsumentów. Jednego nawet udało mu się zrzucić.
Lądowanie nie było miękkie, jednak na ziemi od razu się nimi zajęli.


Bogusław wylądował w głównym centrum dowodzenia i zdał raport tym razem bezpośrednio Fatum. Pracuje tak krótko i tyle rzeczy już mu się przydarzyło. Szef się tylko uśmiechnął i mu spokojnie wszystko wytłumaczył. Najważniejszą kwestią jest to po co ich tam zwabiono. Była to pułapka. Potrzebowali krwi jednej ze Śmierci aby ich pan mógł otworzyć bramę i wywołać stworzenia z Piekła. Cały bok Orna (tak jak się okazało ma na imię Psychol) był tak świetnym materiałem, że w parę chwil stała już tam cała armia.

(Nie wiem kiedy ukaże się kolejny tekst, mam nadzieję, że uda mi się coś napisać w miarę szybko)

sobota, 6 lutego 2010

Czas i myśl

(Dawno nic nie dodałem, spowodowane to było brakiem czasu na pisanie. Ten tekst powstał na j.polskim. Został delikatnie przeredagowany i zamieszczony. Miłego czytania)

Wiele jest słów niewypowiedzianych, wiele jest myśli zapomnianych. Tyle historii, marzeń, które spadły w nicość, które pochłonięte zostały przez nienasyconego potwora. Potwora o imieniu czas.

Jestem myślą, myślą, która narodziła się pod wpływem impulsu. Tak jak z resztą większość moich kolegów. Nie zostałem przelany na papier, czy też wprowadzony w życie, więc mój twórca w końcu mnie zapomni.

Powstałem jako marzenie. Piękne dziecinne marzenie. O drewnianym domku na drzewie, skąpanym we wschodzącym letnim słońcu. Marzenie to się nie spełniło. Przez wiele lat oczekiwałem i chociaż co jakiś czas przypominałem o sobie, to coraz szybciej zostawałem odsunięty. Wszystko to robiłem licząc, że w końcu mnie ziści. Jednak to się nie stało. Nie wtedy.

Zostałem zamknięty w głębokim naczyniu z innymi zapomnianymi czekaliśmy na zniszczenie.

Mój twórca wszedł w dorosłe życie i dochował się syna. Tutaj pojawiła się nadzieja. Uderzyłem niczym grom z jasnego nieba. Na ten jeden moment opanowałem cały umysł i przeniknąłem do uczuć.

Był to tak mocny impuls, że zostałem zamieniony w czyn. I gdy domek stanął tak jak w marzeniu, przeniknąłem w niego i pełen radości zamieszkałem w nim stając się jego duszą.

Teraz jednak umieram, spróchniały, zapomniany, nieszczęśliwy. Gdyż każda myśl i każde marzenie musi kiedyś odejść w zapomnienie…

czwartek, 21 stycznia 2010

Koszmarki (1)

(Moja kochana Dominika (Orlica) ostatnio złożyła skargę, że w moich tekstach nie ma kobiet, prócz dwóch, które się nie odezwały ani słowem. Poprosiła mnie więc żebym napisał coś z kobietą w roli główne. Uznałem to za ciekawy pomysł. Odpaliłem taką muzykę bardziej co ją kobiety lubią (ale nie jakąś pedalską) i zacząłem kombinować. Tak powstał, dodam, że wczoraj, pomysł na ciekawą serię tekstów xD, a zresztą sami oceńcie ;p )

Czternastoletnia dziewczyna siedziała próbując się opalić w słabym jeszcze, gdyż dopiero wiosennym, słońcu. Nie miała już co robić, rodzice nie do końca się nią interesowali, raczej zbywali ją pieniędzmi. Koleżanki z klasy też jej nie lubiły, każda z nich zazdrościła Alinie. Ona zaś smutna i przygnębiona siedziała w samotności i starała się wyszukiwać pozytywnych emocji w chmurach i Słońcu. Każdy jej dzień wyglądał tak samo i miała już tego dość. Nigdy nie była pazerna i nie była snobką. Nie szukała pocieszenia w zakupach, raczej większość pieniędzy odkładała sądząc, że może się jej kiedyś przydadzą. Zabrała więc kartę kredytową i wyszła z domu kierując się do centrum handlowego. Raz w życiu chciała się w jakiś sposób pocieszyć, myślała, że może to przyniesie jej ulgę. Mijając plac zabaw ujrzała dziewczynkę, była pewnie ze dwa lata młodsza. Stała otoczona przez chłopaków, którzy ciskali w nią kamieniami ta zaś z gracją i uśmiechem unikała pocisków. Gdy ci byli już wystarczająco poobijani i zniechęceni odeszli wyzywając ją od „dziwaczek” , „potworów” i „dziwolągów”. Dziewczynka jednak z uśmiechem ukłoniła się w teatralny sposób, odwróciła się na pięcie i odeszła. Gdy zauważyła, że Alina się jej przygląda podbiegła do niej i się przywitała. Rzeczywiście wyglądała dość nietypowo. Chociaż miała ze dwanaście lat, ubrana była w bardzo skąpą mini i cieniutkie rajstopki, na stopach miała baletki. Bluzka z dużym dekoltem, chociaż piersi to ona nie miała. Wszystko w krwisto czerwonej barwie. Do tego ten makijaż. Czarne obwódki wokół oczu i czerwone smugi jakby krwawiła oczami, i szminka jakby właśnie piła krew, co sądząc po jej zachowaniu było wysoce prawdopodobne. Uśmiechnęła się i zapytała

-Chcesz zobaczyć jednorożca?

I zanim Alina się obejrzała, już przedzierała się przez gęste krzaki ciągnięta za rękę. Po jakiś pięciu minutach wyszli na niewielką polankę i zobaczyły zad konia. Tylko ten koni był różowy i miał koraliki wplecione w błękitny ogon. Gdy się odwrócił Alina aż zapiszczała cicho i nie mogła oderwać wzroku od jego złotego rogu.

-Co się tak lampisz- zapytał jednorożec- rogu nie widziałaś? Zaraz ci pokażę mój drugi róg to dopiero zapiszczysz- i uśmiechnął się obleśnie.


-Przestań mi straszyć koleżankę, bo przyprowadzę brata i urżnie ci tę fifkę.

-Dobra, dobra żartowałem, chcecie się przejechać?

-Jasne wykrzyknęła i szybko pomogła Alinie wsiąść na zwierzę, ta tylko coś tam próbowała powiedzieć, że to chyba nie jest najlepszy pomysł. Oczywiście nikt jej nie słuchał. Jednorożec zaczął spokojnie jednak po chwili jego stęp zamienił się w galop. Krążyli po lesie, lawirując między drzewami, piszcząc i się śmiejąc.

Po jakimś czasie koleżanka Aliny, która przedstawiła się jako Mija, przypomniała sobie, że musi jechać do brata. Więc razem pognały do jej domu. Była to niewielka chałupa na pograniczu lasu. A na dworze siedział chłopczyk. Miał pewnie z pięć lat. Ubrany w jednoczęściowy kombinezonik, a na głowie miał zimową czapeczkę z pomponem. On jednak, w przeciwieństwie do siostry, wyrazie gustował w czarnym kolorze. Przy pasie miał przewieszony nóż z drewnianą rączką.

-Hej, jak masz na imię?- spytała przyjaźnie Alina

Chłopiec zaczął się kiwać na stopach, podniósł wzrok do góry i zaczął mówić, bardzo powoli –Mam…na…imię….Koszmarek
Alina nie ukrywała zdziwienia. Spojrzała na Miję, ta tylko wzruszyła ramionami.

Następnego dnia także się spotkały. Mija obiecała pokazać jej więcej baśniowych stworzeń. Z samego rana ruszyli do lasu. Tam odnaleźli drewnianą klapę i wskoczyli do środka, w głęboki i nieprzenikniony mrok. Wylądowali jednak w bardzo jasnym miejscu. Musiała minąć dłuższa chwila, zanim ich oczy się przyzwyczaiły. Stali oto na zielonej łączce, pod tęczą i błękitnym niebem. Różowe chmurki wyglądały jak wata cukrowa. Bo łące biegały setki tęczowych króliczków, dalej pasły się jednorożce. W oddali majaczyły różowe góry ze złotymi szczytami. Koszmarek dobył nóż, uniósł go ostrzem ku dołowi i z przeraźliwym krzykiem zaczął gonić króliki. Biegał za nim pięć minut, a później się zmęczył. Przystanął, oparł ręce o kolana i próbował złapać oddech. Gdy mu się to udało, wyprostował się, uniósł nóż nad głowę, przybrał groźną minę, która wyglądała dość komicznie, i z przeraźliwym krzykiem ruszył biegiem w stronę królików. Wszystko to powtarzało się wiele razy, jednak nie udało mu się złapać żadnego królika.

-Nigdy mu się nie udaje…Mam pomysł! Chodźmy zobaczyć smoka, mieszka w tamtych górach- i wskazała wcześniej już wspomniane różowe góry ze złotymi wierzchołkami.

Alina zgodziła się z uśmiechem, gdyż już wiedziała, że jej nowa przyjaciółka może pokazać jej wiele ciekawych rzeczy. I mimo, że była trochę nawiedzona, to była naprawdę przesympatyczna. Ruszyły śmiejąc się i opowiadając różne historie w stronę szczytów, Koszmarek zaś biegał koło nich próbując coś upolować.

środa, 20 stycznia 2010

FoD - Prolog

(Jak mówiłem w niedzielę ukaże się kolejna tekst z serii Nieuchwytność, dzisiaj jednak postanowiłem dodać ten oto prolog do historii stworzonej kilka lat temu. Dalsze fragmenty mam nadzieję, że wkrótce także się ukażą. W ferie na pewno dodam pierwszy fragment. Co z resztą zobaczymy.)

23 października 1890r.

Robotnik ubrany w kombinezon ochronny wszedł do dziwnego pomieszczenia, którego nie było na planach budynku. Uśmiechną się krzywo wiedząc, że odnalazł po raz kolejny nowe miejsce. Odstawił karabin i zbliżył się do dziwnej konsoli. Betonowe ściany okute żelazem, ścianę równoległą do konsoli okrywał cień. Pomieszczenie było ogólnie małe i duszne. Od razu po wejściu gardło wysychało na wiór. Robotnik rozejrzał się, dookoła, lecz nikogo nie zauważył. Przyglądał się przez chwilę maszynie. Na pewno nie wyglądała jak jakakolwiek inna maszyna mu znana. Gdy obracał się, aby obejrzeć dokładnie pomieszczenie, w którym się znalazł uderzył łokciem w kant konsoli. Jeszcze niezabliźnioną ranę po napaści mafii rozpalił przeraźliwy ból, bezwładna dłoń upuściła na ziemię klucz. Robotnik mimo bólu schylił się, aby go podnieść, wtedy właśnie usłyszał dźwięk pocisku wylatującego z lufy pistoletu, poczuł jak coś przelatuje mu koło ucha, a panującą dotychczas ciszę przerwał dźwięczny odgłos wbijającej się kuli w metalową ścianę. Robotnik zaczął szybko oddychać. Czuł zapach prochu. Po prawym policzku spływało mu coś ciepłego…była to krew, pewnie pocisk nadszarpnął ucho. Jednak nie czół bólu. Czuł jedynie strach. Ludzie przeważnie nie boją się tego, co im znane, lecz tego, czego nie znają…właśnie tak było w tym wypadku. Paraliżujący strach przeszył go całego. Nie mógł się ruszyć. Myślał dwa razy szybciej niż normalnie. Karabin za daleko, aby go sięgnąć, nie ma się gdzie ukryć. Stwierdził, że jedyną opcją jest poddać się. Przeklinając siebie w duchu, że dał się tak łatwo zaskoczyć, że odstawił karabin, że nie zbadał dokładnie pomieszczenia, zaczął powoli unosić ręce ku górze dokładnie pokazując, że nic nie trzyma w dłoniach. Następnie podniósł się z ziemi. Gdy stanął wyprostowany złapał oddech i zaczął obracać się, aby ujrzeć nieznane. Przed nim oto stał mężczyzna wysoki, o szczupłej budowie, jednak nie był chudy… miał na sobie znoszony mundur oficerski, którego barwa niegdyś zielona miała odcień szary. Na głowie czapka oficerska z napisem „FoD”. Cień czapki zasłaniał oczy. Twarz pokrytą bliznami przyozdabiał uśmiech. Broń w jego rękach drgnęła i została wycelowana w twarz robotnika. Jeszcze jeden strzał zabrzmiał w tych ścianach, ten jednak był celny i szmer ciała uderzającego o kamienną posadzkę był idealnym dopełnieniem muzyki strzału i perfum prochu zmieszanego z krwią.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Piesku, piesku nadstaw głowę, dam Ci wody na ochłodę...

(Zacznę ponownie od przypomnienia, że seria Nieuchwytność to jeden tekst, dlatego osoby nowe, zapraszam do przeczytania najpierw wstępu.)

W kwaterze głównej znajdującej się w czyśćcu panował wszechobecny zamęt. Bogusław siedział na twardym stołku w sali przesłuchań. Co jakiś czas podchodził ktoś bliżej mu nieznany i zadawał liczne, często się powtarzające, pytania. Nikt jednak nie miał ochoty wytłumaczyć Bogusławowi co się dzieje. Po jakiejś godzinie mężczyzna przerwał w połowie zdania i wyszedł. Po dłuższej chwili wszedł ktoś zupełnie inny. Był to chłopiec na oko szesnastoletni. Niezbyt długie czarne włosy opadały na jego pociętą bliznami twarz i jadowicie zielone oczy. Miał na sobie skórzaną kurtkę, dżinsy i glany. Wszystko oczywiście w czarnym kolorze. Uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko. Wyjął cygaro i pudełko zapałek. Nie spiesząc się zapalił je, nabrał dymu w usta i wypuścił kółka. Patrzył na Bogusława z dziwnym i dzikim zainteresowaniem. Siedzieli tak póki nie skończył cygara.

-Jak udało ci się przeżyć?

-Mówiłem to już wielokrotnie- podjął zirytowany Bogusław- Zemdlałem, przywiązał mnie do drzewa i odszedł, ponieważ zabijanie, jak to powiedział, słabych Śmierci nie sprawia mu przyjemności.

-Nie, nie o to pytam. Pytam o to co zrobiłeś i czego nie zrobiłeś chcąc przeżyć.

Bogusław był lekko zaskoczony tym pytaniem i zaczął powoli

-Gdy we mnie celował stałem w bezruchu, a gdy opuścił broń, zaatakowałem. Co się tutaj do cholery dzieje?

-Jesteśmy w stanie wojny, drogi przyjacielu. Zgaduję, że to nie byli zwykli Pożeracze… Zapewne byli to Konsumenci…

-Byli?

-Ach no tak, o niczym nie wiesz, doszło do sześciu ataków jednocześnie. Jesteś jedynym patrolowym, który przeżył, chociaż każdy z tamtych przewyższał cię stokrotnie siłą i doświadczeniem i…
-
Kim ty do diabła jesteś?- przerwał mu Bogusław

Uśmiechnął się, powstał i przekraczając próg tylko rzucił –Fatum drogi przyjacielu, Fatum-

Fatum? Los, Demon, Śmierć? Czyli była to prawdziwa Śmierć. Został on stworzony gdy Adam i Ewa zostali wygnani z Raju. Bogusław siedział patrząc się w przestrzeń nie wierząc własnym uszom.

●●●
Chłopiec, na oko szesnastoletni ruszył sprawnym krokiem, teraz należy podejmować szybkie i bezbłędne decyzje. Długi korytarz wydawał się nie mieć końca. Szare ściany i brązowy dywan, to takie przygnębiające. Drzwi otworzyły się przed nim same. Siedzieli już tam wszyscy ze sztabu kryzysowego.

●●●
Bogusław przygotowywał się do ponownego wyjścia w teren. Teraz nie ma czasu na użalanie się nad sobą. Jeśli były to wszystko planowane zamachy należy potroić ilość patrolowych. Każdy nowicjusz zostawał przydzielony do kogoś z większym doświadczeniem. Jemu trafił się prawdziwy psychopata. Zamiast kosy miał przewieszony przy pasie rzeźnicki tasak. Nie była to zwykła Śmierć, zajmował się zadaniami specjalnymi, czyli zabijał stworzenia typu Pożeracze, Zombie, Ghule itp. Teraz dostał nowy cel i był szczęśliwy jak dziecko, które dostało właśnie nową wymarzoną zabawkę. Bogusław jako dodatkowy sprzęt dostał mini miotacz ognia. Był wielkości dłoni, a tworzył dwumetrową ścianę ognia o zasięgu dziesięciu metrów.

Zwykły patrol nic specjalnego nie było widać. Tylko czasem przewijali się patrolowi w pełnych zbrojach objętych zaklęciem ukrycia.

Nie mieli wiele do roboty, jedna misja. Mężczyzna miał dostać za pięć minut zawału serca, dostali proste wytyczne zabezpieczyć teren dziesięć minut wcześniej, dowiedzieli się o tym przypadku minutę temu. Coś musiało blokować przekaz.

Śmierci porozumiewają się za pomocą systemu nadawania telepatycznego. Nie jest to jednak połączenie jak w telefonie. Najpierw telepatycznie lokalizuje się odbiorcę, następnie jakby nagrywa wiadomość i w końcu się ją wysyła, ta zaś nieśpiesznie sunie do odbiorcy. Można je blokować, jednak zużywa to wiele energii i niewielu to potrafi.

Sprint nikomu nie zaszkodzi. Nie wezwali wsparcia, w sumie Bogusław i jego kolega nie mieli nawet czasu nad tym się zastanowić. W głębi duszy Bogusław liczył, że ten jego psychopatyczny kompan jest tak dobry jak zwariowany.

Wszystko wskazywało na to, że wbiegają prosto w pułapkę. Było tutaj zbyt spokojnie, żadnych patrolowych, których mogliby poprosić o pomoc.

Gdy ktoś skonsumuje Twoje ciało wraz z duszą, ona przepada, znika, umiera, tak jak ciało. Trzeba walczyć o każdą duszę jeśli chce się aby ktoś wywalczył kiedyś Twoją.

Dlatego tak łatwo wbiegali w pułapkę. Gdy stajesz się śmiercią Twoja dusza zostaje zamknięta w czyśćcu. Jedyne co narażają to możliwość dalszego życia.

Mężczyzna już konał w wąskiej i ciemnej uliczce, w której zalatywało stęchlizną i bezdomnymi. W tym jednak momencie wszyscy gdzieś wybyli. Ślepy zaułek więc byli w pułapce, gdy dwóch konsumentów odcięło im drogę. Stali oni jakieś pięćdziesiąt metrów od celu. Prawdziwym problemem było jednak to co oni prowadzili. Cztery ogary. I chyba podpierdolili je z piekła, gdyż każdy z nich miał płomiennego irokeza, jasnoszarą, niemalże białą sierść i był ślepy. Płomienie, w których się rodziły wypalały im oczy.

Podsumowując dwóch Konsumentów i cztery piekielne ogary, na Bogusława i już mniej psychopatyczną Śmierć.

Wszystko było ustalone wcześniej. Bogusława misją jest zbierać duszę, a jego kolegi ochrona.

Kompan wyjął z kieszeni okrągły przedmiot. Wyglądał jak wykonany ze szkła. Trzymał on w ręku potężny artefakt, jednak Boguś go nie znał. Uznał to jednak za znak. Gwałtownie się odwrócił i w pełnym biegu zatrzymał czas, dobył kosę i spróbował zabrać duszę. Nie zdążył. Ogar uderzył go głową i przewrócił, delikatnie podpalając. Pozostałe trzy ogary i dwójkę Konsumentów jego koleżka skutecznie zatrzymał, machając dwumetrowym płonącym czarnym płomieniem, mieczem.
Bogusław przetoczył się w tył i spróbował złapać równowagę. Zrobił unik z obrotem przez plecy, jednocześnie przygasając lewą ręką pierś, gdy stwór z piekła rodem skoczył na niego tym razem próbując chwycić go potężnymi szczękami za gardło. Namacał stopą upuszczoną kosę, jednak ani na chwilę nie spuszczał przeciwnika z oczu. To była jego jedyna przewaga. Musiał to załatwić szybko, psychol słabł i był już pokryty, mniejszymi lub większymi ranami. Podrzucił kosę nogą, kucną nisko gdy wróg skoczył ponownie na jego gardło i wbił ostrze w brzuch stworzeniu. Wstał i wykorzystując pęd nadany przez skok, wykonał obrót i wyrzucił ciało w walczących. Szczęśliwie trafił jednego z Konsumentów, który od siły uderzenia upadł.

Po duszę pojawił się anioł, zabrał ją i gdy znikną w portalu, czas znów ruszył.

Konsument i dwa ogary uciekli. Jednego ogara udało się zabić ochroniarzowi. Rozpłatał go na pół. Nieszczęśliwie, drugi Konsument zginął, uderzając rozpłatał sobie głowę i zajął się ogniem od płomiennego irokeza. Czyli ponownie nie ma kogo przesłuchać.

Teraz największym problemem był jednak stan zdrowia jego towarzysza, miał on rozszarpany cały prawy bok i spalone pół twarzy…

(Miałem dodać ten tekst w niedzielę jednak wystąpiły pewne trudności i nie dałem rady go ukończyć w terminie. Termin niedziela, uznałem za sensowny i będę się starał w tym dniu, dłuższy bądź krótszy tekst tutaj zamieścić.)

niedziela, 10 stycznia 2010

Krwawy Posiłek

(Informuję nowych na moim blogu, że teksty z serii Nieuchwytność są mocno ze sobą powiązane, więc należy czytać od pierwszego tekstu.)

Bogusław pojawił się na cmentarzu piętnaście minut przed celem, jednak już ktoś tam siedział. Mężczyzna w obszernym płaszczu i kapeluszu zasłaniającym oczy. Wyglądał jakby drzemał. Jednak można było łatwo poznać, że nie jest to prawdą gdyż jego pierś unosiła się zbyt szybko jak na sen, chyba że na sen bardzo niespokojny co w miejscu takim jak to było wysoce prawdopodobne. Jednak coś mu nie pasowało do tego uroczego obrazka, może fakt, że lufa wielkiego pistoletu była wycelowana w niego.

Pierdolony niefart -pomyślał- pierwszego dnia próbują mnie wykończyć, tylko co to za ścierwo.

Mężczyzna jak na prośbę, uniósł głowę i powstał. Miał on paskudną twarz. Pionowo od kącików ust szło pęknięcie znikające za kołnierzem. Był to trup, tylko taki jeszcze dychający, ale nie zombie, gdyż one są głupie, a to co celowało w Bogusia było nadzwyczaj inteligentne, tylko, że szkaradne. Należał on do grupy zwanej Pożeracze. Oni nie zajadali się trupami jak ghule, tylko jedli ciała posiadające jeszcze duszę.

-Witaj- powiedział bardzo niewyraźnie, jakby dźwięk wydobywał mu się z żołądka.
Stali w bezruchu około piętnastu minut, aż zjawiskowo piękna kobieta weszła na cmentarz ubrana wyłącznie w półprzezroczystą białą halkę. Jej piersi podrygiwały w rytm kroków. Minęła Pożeracza i uklęknęła na grobie pomiędzy nim, a Bogusławem.

-Gdy tylko ona dokona poświęcenia, ty zatrzymasz czas i poczekasz, jak będziesz grzeczny może później puszczę cię wolno- jego głos był coraz bardziej przerażający i co drugie słowo było przerywane jakby burczeniem.

Kobieta odprawiała modły w nieznanym języku, pod koniec uniosła sztylet, który wcześniej miała zamocowany pod kostką. Uniosła go ostrzem ku górze i wbiła lekko powyżej swego łona…

Pożeracz dał znak Bogusiowi, że ma jeszcze poczekać.

Ona zaś przeciągnęła ostrze aż do mostku i upadła wykrwawiając się na grób.

Przytaknął, a Bogusław nie posiadając większego wyboru ścisnął podstawowy amulet Śmierci wiszący mu na szyi.

Mężczyzna opuścił lufę i rozdarł płaszcz. Jego dziwne pęknięcia kończyły się dopiero kawałek za żebrami.

Wszystko co wydarzyło się później działo się tak szybko, że ciężko to opisać. Zaczęło się od tego, że jeden z wtajemniczonych grabarzy podbiegł dzierżąc dwururkę i strzelił idealnie w pierś tamtemu. Pożeracz jednak lecąc odrzucony pociskami także nacisnął spust. Trafił w biodro i grabarzowi urwało całą miednicę. Bogusław tymczasem szybko dobył artefakt i przemienił go w kosę. Przeciwnik uderzył plecami w drzewo i upadł na kolana podpierając się rękoma. To był idealny moment żeby zatopić ostrze w jego plecach. Wybił się i leciał w stronę przeciwnika, Pożeracz był szybszy, rozdziawił paszczę, ale nie jak zwykły człowiek jego żuchwa zatrzymała się dokładnie w miejscu gdzie kończyły się pęknięcia, czyli troszeczkę poniżej żeber. Spiął się niczym sprinter i ruszył w stronę ofiary.

Czas zaczął powoli ruszać, gdyż nie może być wstrzymywany na tak długo.

Ostrze Bogusława wbiło się w miejsce gdzie jeszcze przed ułamkiem sekundy znajdował się przeciwnik, który w tym właśnie momencie pożerał w całości swoją ofiarę. Wyglądało to co najmniej niesmacznie, a brzmiało jeszcze gorzej. Dźwięk przeżuwanych kości, które ustępowały pod potężnymi szczękami jak słone paluszki, na koniec jelita dziewczyny, których kawałek leżał jeszcze na grobie wciągnął niczym makaron.

Bogusław zwymiotował dwa razy i zemdlał.

Gdy się ocknął, cały świat wirował, więc rzygnął raz jeszcze. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest przywiązany do drzewa, a Pożeracz właśnie kończy, w równie obrzydliwy sposób, konsumować grabarza. Zapewne Boguś by zwymiotował, ale nie miał już czym. Jego kosa leżała dość daleko i nie był w stanie jej dosięgnąć w żaden sposób. Przeciwnik uniósł się i wytarł twarz rękawem. Zapiął powoli swój płaszcz i odnalazł kapelusz leżący za ławką, na której teraz usiadł i spojrzał na przywiązanego z pewnym rozbawieniem.

-Nowicjusz co?- zagadnął- Widać to na pierwszy rzut oka.- Wyjął papierosa z kieszeni, umieścił go w ustach i zaczął przeszukiwać kieszenie poszukując ognia. Nie znalazł go więc odwrócił się i pochwycił pierwszy lepszy znicz, odpalił się i odstawił go na miejsce. Powoli się zaciągnął i kontynuował. –Nie przejmuj się, naprawdę niewiele Śmierci jest w stanie sobie poradzić z prawdziwym „konsumentem”, nie mówię oczywiście o tych samozwańczych Pożeraczach, którzy są słabi i niezorganizowani. My jednak to inna bajka. –Patrzył jakby w przestrzeń i zdawał się mówić do siebie.-Przez długi czas staraliśmy się ukrywać, jednak teraz…–Spojrzał na Bogusława i uśmiechnął się ponownie- Puszczę cię teraz biedaku wolno, gdyż nie mam żadnej przyjemności z zabijania tak słabych Śmierci.- Wstał, poprawił płaszcz, odwrócił się i odszedł, pozostawiając Bogusława przywiązanego.

Czas ponownie ruszył normalnie i zaklęcie ukrycia, dzięki któremu byli niewidoczni dla przechodniów prysło. Jedynym śladem po walce były dwie ogromne plamy krwi, jedna na grobie, a druga tuż za nim…

(Tekst jest ubogi w opisy, bo wydaje mi się, że rozbijanie takiego tekstu na dwa, ponieważ opisy by znacznie wydłużały tekst, nie ma sensu. Chyba, że dwa razy dłuższe posty nie sprawiają problemu i będą równie chętnie czytane.

Drugie ogłoszenie to, że pozostało jeszcze trochę czasu do zakończenia ankiety jednak już widzę, że Nieuchwytność i Humor cieszą się sporym zainteresowaniem. Tak więc postaram się także za jakiś czas dodać coś z tej drugiej kategorii.)

niedziela, 3 stycznia 2010

Przebudzenie

(Jest to taki jeszcze spokojny tekst.)

Wiele miesięcy ciężkiej pracy w końcu zaowocowało angażem. Bogusław przyjął także oficjalnie znane wszystkim imię-Śmierć.

Zdziwiony był także faktem wyglądu poszczególnych miejsc.
Pierwszą część szkolenia odbył na Dole, czyli w tak zwanym piekle. Oprowadzany był przez inną Śmierć, która ze względu na liczne rany bojowe, nie pracowała już w terenie.

Minęli wielką bramę ukutą ze złota, by wejść to wielkiego holu wydrążonego w skale. Mijali liczne biblioteki, sale kinowe, baseny i korty tenisowe, jednak zza następnych drzwi dobiegały nieludzkie wrzaski. Bogusław lekko speszony patrzył na nie. Gdy te zaś się otworzyły, ujrzał miliony kotłów i gotujących się w nich ludzi. Spojrzał na przewodnika, który wzruszył ramionami i powiedział:
-Chrześcijanie; chcieli to mają…

Z kolei Góra, czyli po naszemu niebo, w naszych przekazach nie jest przesadzone. Wiadomo dla klimatu wszystko jest na śnieżnobiałych chmurach a nad głowami wiecznie błękitne niebo, że się z rzygać można. Bogusław bardziej polubił piekło, może dlatego, że na Dole trenował walkę, a tutaj na Górze wyłącznie jakieś kodeksy i inne badziewia. Co jednak nie zmienia faktu, że chyba po śmierci wybierze niebo.

No i pozostał do opowiedzenia jeszcze Środek, czyli czyściec. Nie pracują tam ani Aniołowie ani Upadli tylko tak zwani Kuratorzy. Wybierani są tylko im znaną metodą. Ubrani zawsze w szare garnitury pilnują pokutujących dusz.


Pierwsza misja trafiła się Bogusławowi dwie godziny po zakończeniu szkolenia. Prosta sprawa, morderstwo. Ubrany w hawajską koszulę ruszył z niewielkim artefaktem ciążącym przyjemnie w kieszeni i amuletem na szyi, który sprawiał, że zwykli przechodnie jakoś nie zwracali na niego uwagi. Stanął przed dość sporą kamienicą. Już tutaj słyszał krzyki jakiejś kłótni domowej. Wszedł na brudną klatkę schodową i ruszył w górę na drugie piętro. Przeszedł bez większych problemów przez zamknięte drzwi. Był właśnie światkiem jak żona skacze na męża z nożem. Ten przyjął pięć ciosów i upadł. Bogusław złapał amulet i czas zatrzymał swój bieg. Konających jednak to zatrzymanie nie dotyczy, ponieważ oni są zarówno w świecie naszym jak i w świecie umarłych. Bogusław wydobył podłużny artefakt z kieszeni, który momentalnie zmienił się w ogromną kosę. Wziął zamach i wbił w pierś leżącego. Wydał ostatnie tchnienie, a jego dusza została wyjęta. W tym momencie otworzył się portal i wyszedł z niego Upadły, zdjął smukłą sylwetkę z kosy i zabrał ją ze sobą do piekła. Gdy portal zniknął powrócił czas i Bogusław zawrócił i wyszedł.

Nie był to jednak koniec pracy na ten dzień, jeszcze jedna sprawa. Za godzinę jakaś kobieta popełni samobójstwo, złoży swoje ciało w ofierze starożytnym bóstwom na komunalnym cmentarzu.

(Jak widać został tutaj zaczęty wątek, który będzie już żywszy i bardziej krwawy, tylko jak wiadomo w życiu każdej Śmierci są misje proste jak ta opisana powyżej i misje bardzo trudne, której opis jak już wspomniałem zostanie zamieszczony niedługo.)