środa, 20 stycznia 2010

FoD - Prolog

(Jak mówiłem w niedzielę ukaże się kolejna tekst z serii Nieuchwytność, dzisiaj jednak postanowiłem dodać ten oto prolog do historii stworzonej kilka lat temu. Dalsze fragmenty mam nadzieję, że wkrótce także się ukażą. W ferie na pewno dodam pierwszy fragment. Co z resztą zobaczymy.)

23 października 1890r.

Robotnik ubrany w kombinezon ochronny wszedł do dziwnego pomieszczenia, którego nie było na planach budynku. Uśmiechną się krzywo wiedząc, że odnalazł po raz kolejny nowe miejsce. Odstawił karabin i zbliżył się do dziwnej konsoli. Betonowe ściany okute żelazem, ścianę równoległą do konsoli okrywał cień. Pomieszczenie było ogólnie małe i duszne. Od razu po wejściu gardło wysychało na wiór. Robotnik rozejrzał się, dookoła, lecz nikogo nie zauważył. Przyglądał się przez chwilę maszynie. Na pewno nie wyglądała jak jakakolwiek inna maszyna mu znana. Gdy obracał się, aby obejrzeć dokładnie pomieszczenie, w którym się znalazł uderzył łokciem w kant konsoli. Jeszcze niezabliźnioną ranę po napaści mafii rozpalił przeraźliwy ból, bezwładna dłoń upuściła na ziemię klucz. Robotnik mimo bólu schylił się, aby go podnieść, wtedy właśnie usłyszał dźwięk pocisku wylatującego z lufy pistoletu, poczuł jak coś przelatuje mu koło ucha, a panującą dotychczas ciszę przerwał dźwięczny odgłos wbijającej się kuli w metalową ścianę. Robotnik zaczął szybko oddychać. Czuł zapach prochu. Po prawym policzku spływało mu coś ciepłego…była to krew, pewnie pocisk nadszarpnął ucho. Jednak nie czół bólu. Czuł jedynie strach. Ludzie przeważnie nie boją się tego, co im znane, lecz tego, czego nie znają…właśnie tak było w tym wypadku. Paraliżujący strach przeszył go całego. Nie mógł się ruszyć. Myślał dwa razy szybciej niż normalnie. Karabin za daleko, aby go sięgnąć, nie ma się gdzie ukryć. Stwierdził, że jedyną opcją jest poddać się. Przeklinając siebie w duchu, że dał się tak łatwo zaskoczyć, że odstawił karabin, że nie zbadał dokładnie pomieszczenia, zaczął powoli unosić ręce ku górze dokładnie pokazując, że nic nie trzyma w dłoniach. Następnie podniósł się z ziemi. Gdy stanął wyprostowany złapał oddech i zaczął obracać się, aby ujrzeć nieznane. Przed nim oto stał mężczyzna wysoki, o szczupłej budowie, jednak nie był chudy… miał na sobie znoszony mundur oficerski, którego barwa niegdyś zielona miała odcień szary. Na głowie czapka oficerska z napisem „FoD”. Cień czapki zasłaniał oczy. Twarz pokrytą bliznami przyozdabiał uśmiech. Broń w jego rękach drgnęła i została wycelowana w twarz robotnika. Jeszcze jeden strzał zabrzmiał w tych ścianach, ten jednak był celny i szmer ciała uderzającego o kamienną posadzkę był idealnym dopełnieniem muzyki strzału i perfum prochu zmieszanego z krwią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz