Delikatne mruganie świateł usypiało, jadącego samochodem, Soorda. Przemknął ulicą Szeroką i właśnie skręcał w Grunwaldzką, gdy biały kot wbiegł mu przed maskę. Nawet normalnie nie byłby w stanie wyhamować, a co dopiero gdy jego umysł był otępiały przez zmęczenie. Poczuł dość spore turbulencje i zatrzymał się by sprawdzić w jakim stanie jest samochód. Zjechał na pobocze. Wyszedł z samochodu i obejrzał się na ulice. Na ulicy nie było śladu kota. Za to leżała tam starsza kobieta o śnieżno białych włosach i ubrana w białe futro. Była ewidentnie martwa, jej głowa leżała pod dziwnym kątem, a środek klatki piersiowej miała zmiażdżony przez jedno z kół. Żebra przebiły jej skórę i teraz przypominała raczej ogromnego pająka. Nie wiedząc co zrobić, odwrócił się by choć przez chwilę nie patrzeć na ten przerażający obraz. Podszedł do maski by zobaczyć co z nią. Grill trzymał się wyłącznie na jednej śrubce. Wyrwał go, był on potężny, domowej roboty z ostrymi krawędziami. Zastanawiając się czy uciekać czy zadzwonić po pomoc, spojrzał ponownie na ulicę, ale kobiety już tam nie było. W zastraszającym tempie sunęła do niego, używając rąk i kości żebrowych niczym nóg. Przerażony Soord zaczął się cofać. Ona jednak do dogoniła i skoczyła na niego chcąc zatrzasnąć ostro zakończone żebra na jago głowie. Wtedy właśnie nabrał odwagi i uderzył ją z całych sił grillem w newralgiczne, spłaszczone miejsce, przecinając ją na pół. Uskoczył w tył i cisnął grillem wbijając go w jeszcze wierzgającą kobietę. Szybko wskoczył do wozu wykręcił, wyjechał i zatrzymał się. Obejrzał się za siebie wrzucił wsteczny i przejechał po zwłokach. Dla pewności. Następnie ruszył do domu pędząc jak oszalały i mówiąc, niemalże krzycząc –Nie wie kurwa z kim zadarła, SUKA! -Z piskiem opon zatrzymał się przed domem i wyskoczył z samochodu niczym oszalały. W domu otworzył szafę i uśmiechnął się do siebie. Rozebrał się i po kolei zaczął nakładać na siebie wyjęte z szafy ubrania. Zaczął od spodni. Szerokich zgniło zielonych bojówek z licznymi kieszeniami. Następnie wyjął czarny bezrękawnik i czarną koszulę, której nigdy nie zapinał. Gdy wyciągał kolejne rzeczy piał z radości. Rękawice wykonane ze skóry i podrasowane metalowymi elementami, skórzaną kurtkę i czarny kapelusz. Wszedł do środka i zdemontował sztuczną ściankę odsłaniając ukrytą zawartość szafy. W niej stał dwuręczny, ciężki młot bojowy, w sumie budowlany ale używał go do walki. Obok stał pięknie zdobiony miecz jednoręczny, który natychmiast przypiął do swojego prawego boku. Dalej leżał długi zagięty nóż w pokrowcu, jego przypiął do pasa z tyłu pod kurtką. Wziął też strzelbę i saperkę . W pełnym rynsztunku ruszył z powrotem do samochodu.
Mijał ulice, jednak nic nie potwierdzało tego co widział przed chwilą. Nie widział żadnych zombie, ani innych tym podobnych paskudztw. Nie zbiło go to jednak z tropu. Spodziewał się takiego obrotu sprawy. Teraz jednak musiał się skupić bardziej na swoim przyjacielu. Dodał gazu. To musiała być cisza przed burzą.
Z piskiem opon zatrzymał się przed niewielką kamienicą.
Wbiegł po zniszczonych schodach na drugie piętro i walił w nie z całych sił póki przyjaciel mu nie otworzył. Był on ubrany wyłącznie w szlafrok i to ewidentnie ubieranym w pośpiechu, o czym świadczył fakt nałożenia go na lewą stronę.
-Zombie- rzucił Soord i zanim tamten zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wszedł do środka zamkając drzwi. Rzucił obojętne spojrzenie na dziewczynę, która pospiesznie zasłaniała swoją nagość. –Pakuj się i spadamy… Jak chcesz możesz ją wziąć- rzucił po dłuższym namyśle
-K..K…Kto TO jest!- Wykrzyknęła półnaga kobieta – I o czym on bredzi!- dodała, kładąc zdecydowany nacisk na ostatnie słowo.
-To jest…- jednak nie zdążył dokończyć gdyż Soord wpadł mu w słowo
-Pogadamy później, czas ucieka. Trzeba jak najszybciej dostać się do schronu. Pakujcie się pójdę się rozejrzeć i za chwilę wrócę pomóc znieść rzeczy.- Po tych słowach, wyszedł z młotem bojowym na ramieniu.
W pomieszczeniu jeszcze przez chwilę panowała absolutna cisza. Ona oniemiała, zaś on był raczej przerażony.
-Kto to był?
-Soord. Mój lekko szurnięty przyjaciel. Mówiąc lekko szurnięty, mam namyśli to, że spędził dwa lata w zakładzie dla obłąkanych…-lekko się zawahał- on ma pewną…taką… no wszędzie widzi zombie. Parę lat temu zamordował jakiegoś emeryta i brutalnie pobił swoim młotem bojowym z tuzin osób, upierając się, że to inwazja. Wyszedł gdyż ewidentnie mu przeszło. Jednak co miesiąc przeszukują mu mieszkanie w poszukiwaniu niebezpiecznych przedmiotów. Jak widać coś mu się udało zamagazynować. –widząc malujące się przerażenie na jej twarzy dodał -ale on jest całkiem niegroźny…
Urwał mu dźwięk otwieranych drzwi, przez które wpadł z zakrwawionym młotem Soord.
-Dorwałem jednego, o a to jego głowa, żywotny skurwiel był.- I rzucił na podłogę głowę czegoś co kiedyś ewidentnie było ich sąsiadem.