wtorek, 18 maja 2010

Śmierć

(Dawno mnie tu nie było, dodaję krótki tekst. To ma choć na chwilę ożywić tego bloga, to jak doładowanie do telefonu za pięć złotych, bo jest pusto, a lada moment ma się konto czy też blog zapełnić większą kasą czy też opowiadaniem. Tak więc miłej krótkiej rozrywki i oczekujcie kolejnych tekstów)

A wszystko zaczęło się od tego, że umarłem. Dryfowałem w kosmosie mijając gwiazdy i planety. Sunąłem spokojnie starając się ocenić moje życie. Wyszło mi, że miałem życie do dupy. Ciężko było jakkolwiek zdefiniować czas, który zabrało mi przemierzenie całego nieskończonego Wszechświata. Ogólnie to miałem problem jak może skończyć się coś co jest nieskończone, ale to może być wynik mojej niezbyt wielkiej wiedzy o kosmosie lub też jakiejś mocy nadprzyrodzonej. Nie ważne.

Nadszedł cień rozjaśniając otaczającą mnie pustkę, swą barwą nie do określenia przez mężczyznę, bo jeżeli wszystko wokół mnie jest czarne, to czym jest rzecz równie czarna, a jednak inna od tego co mnie otacza.

Po cieniu nadszedł blask, który oślepił wszystkich, okazało się bowiem, że w nicości nie jestem sam i choć miał nam ukazać to w czym się znajdujemy, odebrał nam wzrok.

Wtedy strąceni zostaliśmy do piekielnych otchłani i zamknięci w klatkach z ognia i lawy, torturowani przez nieznane istoty, których nie byliśmy w stanie zobaczyć. Jedynie zapach pozwalał nam w jakikolwiek sposób wykreować coś na wzór wizerunku tych bestii i dzięki tej wizualizacji łatwiej nam było je nienawidzić…