środa, 7 kwietnia 2010

Frontalny atak od tyłu

(Kolejny tekst z serii nieuchwytność, dodaję po dość długiej przerwie w pisaniu, przypominam także, że seria nieuchwytność jest serią tekstów ściśle ze sobą powiązanych i czytanie należy zacząć od wstępu. Miłej lektury)

Spakowany właśnie opuszczał salę treningową, w której spędził ostatni tydzień. Miał już wrócić na ulicę, nie przypisano go jednak do trudnych i wymagających zadań gdyż jego towarzysz musiał dojść jeszcze do siebie. Przynajmniej tak mu obiecano i taką miał nadzieję. Choć ostatnio nie można być niczego pewnym.

Przed budynkiem treningowym czekał na niego już Psychol, albo raczej Orn. Naprawili go dość szybko. Zwęgloną twarz przykrył stalową maską. A zniszczone ciało ukrył pod zbroją. Miecz przewiesił przez plecy, ale póki co był zgaszony. Widocznie mógł on go zapalać wedle własnego widzimisie.

Razem ruszyli do Kwatery Głównej, z której mieli odebrać rozkazy.

***

-Nosz, kurwa mać, mieliśmy dostać jakieś lżejsze misje bo nie dość, że ciągle pakuje się w gówno to jeszcze zawsze dostaje po ryju! A wy, kurwa, chcecie mnie na front wysłać!

-Nie na front. Obok frontu i…

-Jedno gówno…

-…i nie będziecie sami tylko w większej grupie.

-Jak to w większej grupie?

-Tak to- zza drzwi wyłonił się znany już Bogusiowi cherub. Niski, drobny i łysiejący mężczyzna koło czterdziestu pięciu lat, ubrany w stary znoszony i podarty tu i ówdzie garnitur.

- Będziecie pracować ze mną, diablicą równą mi stopniem i dwudziestoma innymi patrolowymi. Będziemy przebijać się lewą stroną około kilometra za głównym frontem. Następnie postaramy się zajść ich bazę od tyłu i dostać się na to zakichane wiszące osiedle. Poprosiłem o was bo już, jak wspomniałeś, walczyliście z nimi i macie jakieś tam doświadczenie.
           
Dalsze kłótnie nie miały już po prostu sensu. Bogusław tylko przytaknął zrezygnowany i odszedł. Jeśli aniołowie i diabły się wtrącają znaczy, że musi tu być rzeczywiście potworne bagno.

Dochodziło południe. Wszyscy w zbrojach przygotowywali się do wymarszu. Diablicą okazała się dziewczynką około jedenastoletnią. W sukience i z małym plecaczkiem. Miała czarne nieuczesane włosy i brązowe lekko obłąkane oczy. Wszędzie za nią chodził mężczyzna w porcelanowej masce i czarnych, krótko ściętych włosach. Pokryty był licznymi bliznami i porwanym ubraniem, z którego z łatwością można było wyczytać, że większość jego potyczek nie była łatwa.

Dowodził Cherub. Co ciekawe, jego stopień w hierarchii to cherub, ale także ma tak na imię.

Z czyśćca do linii frontu przetransportowały ich feniksy. Stamtąd musieli ruszyć o własnych siłach. Walka przesuwała się ciągle w głąb miasta oddalając się od głównego centrum Konsumentów, co skutkowało rozrzedzeniem sił wroga poza główną linią frontu i możliwość podejścia ich.

Pierwszych przeciwników spotkali po około dwóch dniach. Nie maszerowali oczywiście bez przerwy. Podróżowali niespiesznym tempem z noclegiem i przerwami na posiłki i wypoczynek.

Na horyzoncie pojawił się niewielki odział. Prawdopodobnie około piętnastu pożeraczy i dwudziestu ghuli. Nie były one zbyt bystre i silne, ale w takiej grupie potrafiły narobić niezłego bałaganu. Cherub zarządził ukrycie się.

Diablica nieśpiesznie i z uśmiechem usiadła na kamieniu i obserwowała. Zachowaniem wyglądała na dużo starszą. U upadłych i aniołów wygląd nie był w żadnym stopniu adekwatny do rzeczywistego wieku. Po prostu mogli przybrać dowolną formę.

Patrolowi , którzy posiadali broń miotaną lub strzelecką przygotowali się. Rozkaz prosty pozwólcie im podejść. Zrobić to szybko i cicho. Nikt nie może przeżyć.

Bogusław ściskał już rozłożoną kosę w ręku i oczekiwał.

Sygnał, trzy Śmierci dokonały przemiany i uniosły się w powietrze. Aby odciąć pożeraczom drogę ucieczki. Strzelający podnieśli się uwalniając strzały i naboje. Szybkie przeładowanie i kolejna salwa. Ci co mieli wylądować na tyłach wroga, przelatując miotali nożami i niewielkimi granatami. Może nie było to super ciche, ale za to niezwykle skuteczne.

Niedobitki starały się przeprowadzić jakiś atak. Nie wyszło im to zbyt dobrze gdyż po ciągłym ostrzale dobiegło ich zaledwie dwóch. Z nimi zaś rozprawili się bez większych problemów pozostali. Bogusław dopadł i wykończył jednego z nich.

Przyspieszyli, obawiali się, że gdy tamta grupa nie wróci i nie złoży raportu ze zwiadu, czy czym tam oni się zajmowali, zdradzi to ich obecność.

Przez większość dnia pozostawali niezauważeni. Osiedle było już bardzo dobrze widoczne. Teraz nadszedł czas na szturm. Cherub przekazywał ostatnie instrukcje. W dużym skrócie: szybki atak w grupę, która znajdowała się na ziemi. Przebić się, wtargnąć na osiedle i zdobyć sztab generalny. Dodatkowo postarać się schwytać lub zabić przywódcę.

Zaczęło się. Bogusław dzierżąc kosę przypuścił atak. O dziwo nie szło mu najgorzej trzech zabił i jednemu odciął nogę, gdy usłyszał komendę ataku na osiedle. Poczuł jak Orn chwyta go i wzbijają się w powietrze. Walka toczyła się teraz wszędzie. Boguś wznosząc się ciął latających dookoła nich pożeraczy i konsumentów. Widział jak jego kompani padają pod ciosami. On sam miał wiele szczęścia i świetnego kompana, który uważał na jego plecy. Całość trwała około dziesięciu minut. Wystarczyło to jednak by ulice spływały krwią.

Było zbyt cicho i spokojnie. Przegrupowali się. Trzech zginęło i jeden był ciężko ranny, reszta jako tako. Cherub i diablica nie byli nawet umorusani.

-Brawo- ich uszu dobiegł gardłowy dźwięk spomiędzy uliczek. Był to Konsument, którego Boguś miał także zaszczyt poznać, w pierwszym dniu pracy. Poprawił kapelusz i spokojnym krokiem ruszył. W lewej ręce trzymał pistolet w prawej zaś szablę i uśmiechał się paskudnie.

Jeden z patrolowych nie czekając na rozkaz skoczył w jego kierunku. Kula, którą dostał w pierś, rozerwała go na drobne kawałki. Wszyscy stanęli jak wryci. Teraz nikt nawet nie drgnął. Nikt z patrolowych. Cherub wyszedł na przód i wyjął katanę, którą miał u pasa, a upadła jak to chyba już miała w zwyczaju usiadła na jakimś gruzie z uśmiechem i przyglądała się.

-Schrońcie się gdzieś wysoko, żeby żadna zabłąkana kula was nie dosięgła. – rzucił Cherub i stanął w pozycji bojowej.

Boguś nim się oglądnął był ciągnięty przez Psychola w górę.

Cherub ukłonił się, nie opuszczając broni i zrobił krok, po którym Konsument wystrzelił. Unik i szybki sprint. Wszyscy byli ogromnie zdziwieni umiejętnościami tego niepozornego mężczyzny. Rozcinał naboje na połówki, a gdy znalazł się w odległości trzech kroków zaatakował. Przeciwnik bez trudności, ale lekko zaskoczony sparował uderzenie i ponownie wycelował. Trafienie z takiej odległości nie powinno być problemem, jednak Cherub poruszał się tak szybko, że kula przecięła ponownie tylko powietrze. Walka musiała zakończyć się pojedynkiem na ostrza.

Boguś musiał przyznać, że czegoś takiego to on nie widział nawet na filmach. Liczne ciosy padające pod różnymi kątami  i równie liczne uniki. Każdy z wojowników starał się oszczędzać ostrze i niezbyt często je krzyżować. Gdyby któremuś z nich ono pękło, walka skończyłaby się szybciej niż potrafimy mrugnąć.

Konsument był jednak lepszy, chociaż Cherub nie miał ani jednej ciężkiej rany, małe zadraśnięcia, pokrywały jego ciało coraz gęściej…

-Stop- Przeciwnicy przestali walczyć i zdziwieni spojrzeli w stronę dziewczynki, która to wykrzyknęła- Cherub siadaj, nie masz z nim najmniejszych szans zaraz zginiesz.- rzuciła Upadła zdejmując plecak. –Ja się nim zajmę...

(Dalsza część, wkrótce. Musiałem to podzielić ponieważ tekst byłby za długi i już w ogóle nikt by tego nie przeczytał i złożyłem zamówienie na ilustracje do opowiadania i powinny one ukazać się dopiero razem z następnym postem.)