niedziela, 28 listopada 2010

Ludzie to...

(Jak już wspomniałem we wcześniejszym poście, postaram się dodawać teksty częściej. Ten odkryłem kilka dni temu, miałem go w zeszycie. To takie bardzo short story, ale lubię to ;P )



Ludzie to z pewnością najdziwniejsze istoty we wszechświecie. Mają tendencje do samozagłady. Prawdopodobnie to jest celem ich istnienia. Ktoś kiedyś pewnie pomyślał tak a teraz stworze sobie coś co będzie silniejsze i sprytniejsze od otoczenia”. Nie uwzględnił jednak głupoty i pewności siebie. No bo kto lepiej wytępi ten gatunek aniżeli on sam. Najciekawsze w nim jest to, że prawdopodobnie nie z niknie on w sposób naturalny, tylko coś tam się stanie i wypieprzy wszystkich równocześnie, bez zbędnego pierdolenia.

Przelatując koło naszej planety, pewna rasa, której nazwy nie mogę zdradzić, zdecydowała zrobić sobie z niej więzienie. Na wykresach przyszłości zostały Ziemianom dwa lata. Po tym czasie mieli wszyscy zginąć, co do jednego. Byli ci kosmici na tyle uczynni, że postanowili nam pomóc i zrzucili bombę, która zajmowała się wybijaniem gatunków z większych planet.

Wspomniałem już o tym że ludzie są niesamowici? Spadła bomba, która miała zniszczyć ludzi. NIKT nie miał prawa przeżyć. Problem w tym, że nie każdy wiedział, że nie ma szans przeżyć, więc spora część ludności przeżyła i ma się dobrze, a ten wybryk wydłużył istnienie naszego gatunku o milion lat.

Po tym wydarzeniu, żadna rasa nawet się nie zbliżyła do naszej planety



(Kiedy i co dalej nie wiem. Postaram się machnąć coś do końca tygodnia. Tylko nie wiem, które pisać. Mam taki z tym problem. Najwięcej czasu zajmuje mi wybranie tematu, czy pisać dalej do serii, czy zaczynać nową, a może coś do wolne. Sam nigdy nie wiem.)

wtorek, 23 listopada 2010

Wybór


(Po długiej przerwie w publikowaniu, tym krótkim tekstem zamierzam przywrócić ciągłość tego bloga. Od dużego czasu jest tutaj nowa skórka, jednak to pierwszy post od tamtego czasu dlatego pragnę na to zwrócić uwagę i podziękować Orlicy, która mi tę skórkę przygotowała i wstaiła.)


Miejsce, w którym Boguś szykował się do walki stało się pustynią, choć wcześniej był tutaj park z sporej wielkości jeziorem. Usiadł na ziemi zamknął oczy i pogrążył się w medytacji. Wyczuł cele już z dużej odległości. Rzeczywiście szybko się poruszały. Drgnął dopiero gdy Pożeracze zatrzymały się pięćdziesiąt metrów od niego. Otworzył oczy i podniósł się z uśmiechem na twarzy.

-Rzućcie broń, a nic wam się nie stanie. Pójdziecie spokojnie ze mną i unikniemy tego bezsensownego rozlewu krwi.

-Chyba z matmy byłeś słaby- zaśmiał się jeden z nich

-Krew jest smaczna-oblizał się drugi dobywając dwie katany. Pozostali również wyjęli oręż. Jeden trzymał w ręku topór dwuręczny, kolejny włócznię.

Ten uzbrojony w dwie katany skoczył w tak zastraszającym tempie, że zanim jego towarzysze ujrzeli jakikolwiek ruch, on stał już metr przed Bogusiem, który ani na moment nie drgnął. Przeciwnik ciął na wysokości głowy poziomo oboma ostrzami. Dźwięk rozrywanego ciała zakłócił ciszę. I wojownik rozpadł się na dwie połówki. Boguś zaś wyprostował się i oparł ogromny czarny miecz na ramieniu z tym samym uśmiechem co wcześniej.

Tamci ruszyli równocześnie zabiegając Bogusia z dwóch stron. Ten ponownie stał niczym posąg. Gdy byli dwa metry od niego, przemienił się uwalniając skrzydła i wzbił się wysoko w powietrze i atakując artefaktem ognia, który wypuścił jęzor ognia i usmażył obu Pożeraczy. Boguś spokojnie wylądował koło nich, sprawdził czy cała trójka jest na pewno martwa i spokojnie odszedł z powrotem do bazy.

W połowie drogi natknął się na posłania, który co sił pędził w jego stronę.

-Panie Śmierć, pomoc jest potrzebna- wydyszał posłaniec- na froncie chcą cię. W chwili tej.
Lekko zdziwiony jego sposobem mowy, rozwinął skrzydła i udał się na front, jego życie jako Śmierć to nieustająca walka. Powinien się przyzwyczaić. W czym jest problem dostrzegł będąc już kilka kilometrów od celu. Giganci. Stworzenia, które powstają z poległych i mają około siedemdziesięciu metrów wysokości. U boku Śmierci walczyli Aniołowie i Upadli, jednak to nie wystarczało.

Krwawiąca Księżniczka wraz z ochroniarzem robiła co mogła ale przeciwko takiej sile nawet ktoś o randze Trona nie zapewniał przewagi.

Boguś opracowywał jakiś plan. Postanowił pomóc dobić tego najbardziej rannego, aby następnie przejść do tego w najlepszej formie, który walczył tuż obok.

Boguś miał na sobie pełną zbroję i właśnie naciągnął na głowę hełm. Na lewą rękę nałożył tarczę, a w prawą chwycił młot bojowy. Artefakt, który przemieniał się w miecz uszykował do szybkiego wyjęcia. Z takim przeciwnikiem nigdy nic nie wiadomo. Wzleciał wysoko i zanurkował pikując prosto w głowę giganta i w pełnym rozpędzie wymierzył uderzenie w głowę stwora, poleciał dalej i poderwał się w górę atakując jedno z gigantycznych kolan. Kilka śmierci powtórzyło ten atak. Boguś unikając olbrzymich pięści atakował głowę giganta. Ostatni atak na kolano i potwór upadł. Wszyscy zawiśli nad olbrzymem i używając artefaktów ognia spalili ten wybryk Otchłani. Przez resztę dnia i pół nocy wybijali te monstra. Teraz gdy to się skończyło mogli przybliżyć się o parę kilometrów do osiedla zawieszonego w powietrzu. Oczywiście niewiele, gdyż po chwili już spotkali kolejną grupę stworów. Boguś został jednak odesłany do bazy.

Tej jeszcze nocy miał skompletować sobie grupę.

Dziesięciu kandydatów oczekiwało na Sali treningowej ustawionych w szeregu.

-Zaraz sprawdzimy wasze umiejętności walki…

(Postaram się niedługo dodać coś nowego. Gwarantuje, że będzie to w niedalekiej przyszłości. Teraz mam problemy z internetem więc poświęce więcej czasu pisaniu)